Wstęp
Sesje
Mowy
Noty
Projekty
Traktaty
Nominacje
Tabele
Przypisy


Dzień 29 augusta

Sesja 53

Gdy się osoby sejmujące na tę sesją zaczęły zgromadzać, a izba napełniona już była, Stoiński lubelski trochę wesoły wszedłszy do izby, a obaczywszy siedzących osobno razem coś konferujących sekretnie z sobą Podhorskiego wołyńskiego i Jozofowicza inflanckiego, skłoniwszy się wykrzyknął: par nobile fratrum, obydwa huncfoty!

Sesją tę uprzedziły groźne bilety najprzód do JP Tyszkiewicza marszałka WLit. jako gospodarza izby od JP ambasadora rosyjskiego pisane, aby się nikt z arbitrów w sali sejmowej nie znajdował pod najsurowszą dóbr jego egzekucją, a podobneż były do Puławskiego i Zabiełły marszałków konfederacji, aby nawet i z członków konfederacji nikt się nie znajdował pod odpowiedzią z samychże marszałków.

Po wejściu do izby króla JMci Tyszkiewicz marszałek WLit. ścisły ustęp arbitrom zapowiedział, sam ich wypraszał, a nawet ukrywających się po komórkach, z nich wywodził i z izby ustąpić przymusił. Co gdy się działo, Stoiński lubelski wnosił, że to jest gwałt czyniący się obywatelom takie arbitrów rugowanie, a Ciemniewski rożański i Karski płocki za konsyliarzami konfederacji generalnej umawiali się, wnosząc, że to pokrzywdzenie gwałt nawet swój aż do skażenia przysięgi marszałka sejmowego rozciąga. Inni zaś, jako to Miączyński lubelski, Zaleski kolega jego, inflanccy i podobni im, domawiali się o zagajenie sesji.

Krasnodębski liwski, Karski i Stoiński o gwałt dziejący się w rugowaniu arbitrów do marszałka WLit. odzywali się, a Gosławski sandomirski rzekł: MPanie marszałku WLit.! Znajoma nam cnota i sentymenta obywatelskie WPana wątplić każą, abyś ten gwałt wbrew prawu i przysiędze marszałka przytomność konsyliarzom generalnej konfederacji i sędziom ultimae instantiae zapewniającej, podobnie jak widziemy, przedsiębrał kroki. Prosiemy, wskaż nam tę przemocną rękę, która cię do tego znagliła. Albo gdy prawa złamane widziemy, wyjdziemy i my z izby, jeśli konsyliarze wpuszczeni nie zostaną.

Tyszkiewicz marszałek WLit. oświadczył usprawiedliwić izbę okazaniem dowodu, który go znagla do tego nadto niemiłego postępowania. A po wyrugowaniu niemal zupełnym arbitrów dał głos do zagajenia sesji JP marszałkowi sejmowemu, a w tym właśnie czasie Podhorski z izby wyszedł.

Marszałek sejmowy w zagajeniu swoim mówił, iż ile głosów swoich podnosił, tyle westchnienia do Pana Boga przesyłał, aby stanom sejmującym ducha jedności i porozumienia się wzajemnego zesłać raczył. Przekładał potym, iż żadne skutki dobre bez zgody i jedności wypaść nie mogą; że wszytkie Rzeczypospolite jakbądź sławne były, z niezgody upadek swój miewali; że na całym okręgu świata obywatele rzpltych sami sprawcami szczęścia lub nieszczęścia swoich ojczyzn bywali. To powiedziawszy, nabożne ronił westchnienia do Boga przodków, aby w tylu klęskach nie dopuszczał krzewić się niejedności, owszem zgodę i jednomyślność zrządzał. Zalecał na ostatek naśladować dawnych rzpltych starej Grecji jedność. A na końcu głosu doniósł o nocie od JP ambasadora rosyjskiego, w tym momencie do siebie przysłanej.

Szydłowski płocki o przymawianie się prosił.

Krasnodębski zaś liwski oświadczywszy się z nieodstępnością swoją od prawa, dalej mówił do prawa samego i przysięgi marszałka zachowującej konsyliarzów generalnej konfederacji i osoby z dykasteriów na ustępie sejmowym. To zaś wytłumaczywszy rzekł: iż stoję w tym miejscu przy prawie i do niczego nie dopuszczę przystąpić izbę widząc, że się samej izbie i prawu gwałt stawa.

Gosławski sandomirski zachęcał marszałka sejmowego, aby skażenia przysięgi swojej bronił.

W tych właśnie przymawianiach się zrobiło się w izbie zamieszanie, a w zgrai i tłumie bezporządne domawiania się trwały.

Karski płocki i Krasnodębski liwski o przeczytanie przysięgi marszałka sejmowego domawiali się.

Miączyński lubelski obligował JP Tyszkiewicza marszałka WLit., aby nim się do materii przystąpi, wprzód wytłumaczył się, dlaczego obligował, aby arbitrowie z izby ustąpili.

Tyszkiewicz marszałek WLit. rzekł: nie zabieram długim tłumaczeniem się czasu, lecz tylko stosownie do świadczenia JP marszałka sejmowego mam honor donieść, że podobnaż nota i mnie jest oddana. Co się zaś dotycze niedozwalania znajdowania się w izbie nawet konfederacji konsyliarzom i tak ścisłego przytomnych wyszukiwania, składam świadectwo, żem przymuszony. Oto jest bilet od JP ambasadora do mnie po francusku pisany, który niech kto chce tylko z sejmujących raczy przeczytać.

Gminne na to opowiedzenie były wnioski. Żądało wielu, aby takowy bilet jako ślad gwałtu i dowód usprawiedliwiający postępowanie JP marszałka Wielkiego Lit. został przetłumaczony, czytany w izbie i w diariusz sejmowy umieszczony. Po czym oddano go do laski.

Gdy mimo to jeszcze ta kwestia nie ustawała i powody brano na nowo za konsyliarzami mówić, chociaż to Zabiełło hetman polny lit. jako marszałek konf. chodząc po ławkach sam ukrywających się konsyliarzów obligował, aby wyszli, i marszałek WLit. resztę arbitrów wyprowadzał, i znowu o to do niego mówić zaczęto, rzekł znowu Tyszkiewicz marszałek WLit.: co ja winien, że to czynić muszę, kiedy i ja sam jestem pogrożony.

Czytał JP sekretarz notę JP ambasadora w tej treści będącą: v. nr 1

Po przeczytaniu rzekł Karski płocki: to jak widzę, ta nota nie do Rzpltej, ale tylko do marszałków przysłana.

Szydłowski płocki zabrawszy głos tak mówił: v. nr 2.

Gosławski sandomirski tak się tłumaczył: v. nr 3.

Miączyński lubelski z kolegą Zaleskim, inflanccy, i Włodek gostyński podniesieniu projektu JP płockiego Szydłowskiego jak najtężej oponowali się.

Król JMć mówił w te słowa: v. nr 4.

Podhorski na końcu mowy królewskiej wszedł do izby. Zaczęto zaraz zewsząd sądu dopraszać się na zdrajcę. Zaburzenie się straszne w izbie zrobiło.

Szydłowski płocki wraz się udał pod laskę, a zaraz znaczna liczba posłów zaczęła na Podhorskiego wołać, aby stawał pod laską i usprawiedliwiał się.

Po długim opieraniu się wyszedł z miejsca Podhorski i stanął pod laską.

Gosławski sandomirski w tej prawdziwej burzy mówił: trzeba koniec rozpoczętemu dziełu uczynić, albowiem pokąd izba in passivitate będzie zostawać, potąd bieg czynności sejmowych z porządku prawa zatrzymanym być musi. Żądamy od WKMci nominacji sądu.

Miączyński lubelski chciał ten sąd mieć ułatwionym przez uformowanie takiej propozycji: czyli ma być JP Podhorski sądzonym albo nie.

Mówić mu dalej nie dano, zagłuszono wszytkich, wołając o sąd na zdrajcę.

Podhorski pod laską pełen efronterji odpowiadał: nie wiem za co, krzyczą sami, nie wiedzą czego. Ale gdy go Kimbar upicki, żmudzcy, nawet i Syruć smoleński blisko laski siedzący podobnież okrzyknęli, stropiony wtedy od nazywających go nad karkiem siedzących zdrajcą, Podhorski spuszczając z pierwiastkowej efronterji eksplikował się im, iż nigdy nie chciał tego projektu podawać, ale go przemoc przynagliła. Jej to skutek.

Przerwał mu Syruć dalsze mówienie, powiadając: nikt WPanu gwałtu nie czynił. Skutek to dobrej woli jego do zdrady skłonił.

Kimbar podobnie mówił. Żmudzcy sami mało co różniący się in turnis z Podhorskim, bo prawie kula w kulę vota z nim dotąd dający, porządnie łajali, a kwestie coraz podobne w tłumie zadawane ze stron jemu. Spór zaś trwał najtęższy dosyć długo i obydwa w całym tym ciągu czasu pod laską zostawali.

Zabrał głos Kossakowski biskup inflancki, w nim oświadczywszy afekt swój i poszanowanie winne królowi JMci. Mówił, iż i sam włos sędziwy JKMci i doświadczenie wiekiem nabyte przekonywa, iż co czyni, czyni to z powinności osobliwie co w dopiero mówionej rzeczy - oświadczył narodowi. Dodał dalej: z wiadomości mojej partykularnej mówiąc, iż JP minister pruski pozwoliwszy więcej na JP ambasadora interesowanie się, niźli mu instrukcje jego pozwalały, szuka chętnie przyczyny zerwania tych samych modyfikacji i umiarkowań przez JP ambasadora na nim wyjednanych. A to do głosu JKMci przydawszy oświadczył, iż ma jeszcze niektóre przełożyć co do samego traktatu, za którym wyraził, że nie jestem, ale wtedy gdy do tej materii przystępować będziem, myśl moją otworzę. Teraz widząc już to trzecią sesję z osobistych niechęci wzburzoną i tamującą wszytkie działania, przyznam się, iż nie znalazłem w prawach naszych nieraz je czytając, co to jest i co się znaczy iść pod laskę, albowiem w izbach i stanach złączonych ta laska jest przy marszałku wielkim, a sejmowy cale jej nie trzyma, bo całe gospodarstwo do wielkiego należy. Gdy mówię, nie czytam w prawie, a zwyczaj też mnie nie nauczył ani w teraźniejszym, ani w przeszłym panowaniu, co jest branie się pod laskę, wiem to, że są na wykraczających sądy sejmowe. Ale co to jest iść pod laskę, cale nie znam. Przekonywają mnie prawa o wolności posła, iż tak ze słów swoich jako i sentymentu sprawiać się nikomu nie powinien, a jeśli chodzi o branie pieniędzy, to do sądów sejmowych taki być odesłanym powinien, ktoby się tym zmazać swój charakter poważał. A ten, kto by dowodził, że czyni z przekupstwa, w nich by go i konwinkować powinien. Trzecią już sesją ta materia zajmuje, a póki rozwiązana osobnym nie będzie prawem, zstrzyma sejmowanie nasze. Kto zaś z sejmujących może w tej materii lepiej być wiadomym, albo świadomym, niech nas oświeci, albowiem ja w prawie nic nie znajduję, w diariuszach tylko są wzmianki wychodzenia posłów pod laskę. Wszelako zawżdy w nich obok umieszczono, że posła ani król, ani senat, ani nikt sądzić nie może. W jednym zaś tylko, że marszałek sejmowy z posłami wychodził do izby poselskiej i tam radę sądową składał. Potym był ustęp, a dalej wyrok nastąpił. To tylko czytałem. Ale teraz na trafunek, na który prawa nie czytam, przychodzi mi prosić WKMć jako światłość i doskonałość najwyższą posiadającego, żebyś zdanie swoje otworzył i skłonił strony rozróżnione do siebie.

Krasnodębski liwski nie dając mówić nikomu, zaraz wnosił do izby poselskiej na sąd wyjście, o co z hałasem największym i inni posłowie dopraszali się i z miejsc się wyruszać swoich.

Alić król JMć zaczął mówić w tych wyrazach: v. nr 5.

Po głosie królewskim Mikorski wyszogrodzki i Karski płocki zapraszali marszałka do izby poselskiej. Posłowie wysunęli się z miejsc swoich na strzodek. Chcieli porwać marszałka i zanieść do poselskiej izby jedni, drudzy z Podhorskim toż samo zrobić.

Marszałek przewidząc, na co się zanosiło, pomknął aż do tronu. W tym czasie zaburzenie izby do niewyrażenia panowało. Z jednej strony wołano zapraszając na miejsca, z drugiej coraz bardziej zapalający się złorzeczyli Podhorskiemu. Prowadzieć go na sąd od izby poselskiej, oświadczali się nie skąpiąc złorzeczeń.

W tej ostateczności zostający Podhorski, a przerażony wysunieniem się tak znacznej liczby posłów na strzodek i otoczenie siebie od nich, widząc niewygodną swoją sytuacją pod laską wymknął się spod niej, a spiesznie strzodkiem izby dążąc wkroczył do małej komórki między salą sejmową i korytarzem po lewej stronie tronu będącej, gdzie przekupnie, co bufety na korytarzu zamkowym w czasie sejmów trzymają, przed samą izbą mają zwyczaj płukać naczynia i chować na noc reszty z bufetów, tam się ukrywając, zamknął od korytarza. Ale liberia i ludzie luźni różnego gatunku ustawnie do niego dobijali się i pukali. I co tylko mogła komu z nich podać zelżywych słów lub pogróżek imaginacja, nie skąpili. A w tej ciasnocie Podhorski zostając, nie mając na czym usiąść nad panwią pomyj, stojąc godzin więcej dwóch i słuchając obelg miotanych na siebie i w izbie, i za izbą, rekolekcje smutne i przerażające odbywał.

Gdy marszałek od tronu był zwrócił się za pierwszym swym do niego pomknieniem się, nim jeszcze skrył się Podhorski do komórki, zmówiwszy się z sobą Karski z Szydłowskim, ciechanowskim chcieli mu zręcznie pludry rozedrzeć i opuścić, żeby nie mógł im ubiec znowu od tronu w takiej pozyturze, a przez to łatwiej go do izby poselskiej z sobą pociągnąć. Ale on z rąk się już im wyśliznął i póki Podhorski z izby nie zemknął, od tronu nie oddalał się. Po wyjściu Podhorskiego zamieszanie równe w izbie zawżdy trwało.

W nim Gosławski sandomirski mówił: dotąd nie przestanę żądać sądu, póki nie nastąpi zaręczenie marszałka, iż Podhorski nigdy do izby nie powróci, a projekt przez niego podany czytany nie będzie.

Skarżyński łomżyński rzekł: już i przewód jest prawa - ukazał się winnym, gdy unika sądu.

Na co zaraz wnosić zaczęto, aby go z liczby sejmujących wyrzucić jako podłego zdrajcę, a stąd krzyczano na marszałka, aby się udał do izby poselskiej.

Marszałek oświadczał się, iż raz wyszedł z izby poselskiej dla złączenia się z senatem, a nie ma już prawa drugi raz do niej powracać, że wyjście także posła z izby będąc każdemu z sejmujących wolne, nie może się brać za przekonanie, że jest winnym i unika od odpowiedzi. Przekładał dalej, że każdy poseł może projekt podać, a czytanie jego koniecznie następować powinno, albowiem na tym każdego z sejmujących posłów zasadza się prerogatywa. I że in turno każdy może podany odrzucić. Dalej potrzebę konieczną czytania projektu dowodził. A na końcu mówię do króla JMci i senatu o niebezpieczeństwie wiszącym nad krajem i zgwałceniu prerogatyw poselskich, jeśli podany projekt czytanym nie będzie.

Znowu zaburzenie w izbie powstało. Jedni domawiali się o solwowanie sesji, drudzy obstawali za powinnością czytania projektu, inni zaś zaprzeczając czytanie, chociaż na nieprzytomnego o sąd domawiali się. A gdy na to kładziono ekskuzę przemocy obcej, Kimbar upicki rzekł: na cóż samemu być zdrajcą, jeśli gwałt i przemoc tego po nas chce, to by oficer rosyjski tenże sam przyniósł i podał projekt.

A że się marszałek koniecznie o czytanie tego projektu upierał, Karski i Krasnodębski wołać na niego zaczęli, że i na WPana prosić będziemy sądu, jeżeli będziesz się ważył od zdrajcy podany projekt.

A jak Szydłowski w całym tym przeciągu czasu pod laską zostawał, tak zaś Podhorski w komórce ciemnej siedział, a Stoiński lubelski swoim kolegom groził sejmikami relacyjnymi, że na nich całe się ich rządzenie sejmowe z zaskarżeniem go braci opowie.

Na Zaleskiego lubelskiego de nomine wołano jak na spolnika zdrajcy. Miączyński chciał go usprawiedliwiać, ale nie dano, a w tłumie i nie do zrozumienia się razem mówiono.

Skarżyński łomżyński w tym zamieszaniu przekładał passivitatem izby mówiąc dalej, iż wołyński miał sobie uczyniony zarzut, gdy umknął od sądu. Przeto prosił marszałka, aby wniósł do rozwiązania kwestią, czy ma być z nim sąd, czy nie.

Jozofowicz inflancki zbijał to zapytanie. A po tej okropnej burzy i wrzawie, jaka dotąd w izbie panowała, głucha i ponura czas niejaki panowała bezczynność, razem potym o głosy domawiać się zaczęto.

Ale na to zaraz Stoiński lubelski wniósł prośbę do marszałka, aby nikomu głosów nie dawał, i o sąd domawiał się na zdrajcę.

Na co Miączyński lubelski rzekł: nie można nikomu tytułu zdrajcy ojczyzny dawać, aż póki nie będzie wiadomo za co. Niech projekt wołyńskiego będzie przeczytany, a wtedy się dowiemy.

Jozofowicz także inflancki na mocy prawa 1768 roku domawiał się czytania projektu podanego od posła.

Mimo to urywkowe przymawiania się, głosu nikomu zabierać nie dozwolono, a zamieszanie zawżdy tęgie trwało.

Marszałek po przymówieniu się Jozofowicza niebawnie rzekł: słyszę od wielu oświadczone żądanie czytania projektu, a zatem JP sekretarz...

Nie masz zgody! - zewsząd zawołano, więc mu i mówić nie dano, owszem wzburzyła się jeszcze mocniej izba. Posłowie z miejsc swoich na strzodek izby wyszli, a chociaż wołano na miejsca, zostawali na strzodku izby, broniąc czytania.

Nie zważając na to, marszałek czytać projekt sekretarzowi kazał, ale Szydłowski ciechanowski i karski płocki stanęli przy sekretarzu broniąc czytania, a Syruć smoleński, Kimbar upicki i Blinstrub kowieński prosili marszałka, aby go czytać nie kazał.

Marszałek przekładał uszanowanie tronu przez niespokojność izby naruszające się, ostrzegał o niebezpieczeństwach wiszących nad ojczyzną, prosząc króla JMci, aby jeszcze raz przemówił, ręcząc, że skutek nastąpi dobry. Potym zwróciwszy się mową swoją do projektu wołyńskiego rzekł, iż z czytania niebronnego projektu dowodzi się prawdziwa wolność, bronienie zaś jest cechą gwałtu i przemocy. Przywodził przykłady podawanych projektów, które po przeczytaniu upadały lub w decyzjach odrzuconemi zostały. A to powiedziawszy, prosił znowu króla JMci o odezwanie się, aby zaspokoić tę materią jako źrzódło niezgody, a może i nieszczęścia ojczyzny. A po niejakiej pauzie toż znowu ponowił, mówiąc: składam u tronu WKMci prośbę, abyś jako król łaskawy do narodu odezwał się, któren ma zwyczaj rady z mądrości jego wynikającej słuchać.

Miączyński zaś raz w raz czytania projektu domawiał się.

Krasnodębski zaś mówił: nawet kto i kiedy podawał ten projekt JP marszałkowi, nie widziałem, chyba że sam go JP marszałek podaje, albo że tak jest szczęśliwym, że choć zaginą, to u niego zjawiają się rzeczy. Autor projektu zniknął z izby, a projekt jego znalazł się u JP marszałka.

Gosławski sandomirski podawał propozycją taką: czy ma być zdrajca wyrzuconym z liczby sejmujących, i prosił marszałka o jej przeczytanie.

Miączyński lubelski rzekł na to: szanuję ja propozycją kolegi, ale trzeba pierwiej wiedzieć, do czego się ona ma stosować.

Jozofowicz inflancki cytował konstytucją 1775 roku, lecz nie można było wiedzieć, do czego ją chciał przypiąć, albowiem dalej mu i mówić nie dano.

Szydłowski zaś płocki zostając pod laską, umawiał się z marszałkiem, aby nie kazał czytać projektu.

Tyszkiewicz marszałek WLit. wnosił, aby JPJP posłowie na swoje miejsca udać się chcieli, ponieważ nie ma teraz i arbitrów, a każdy może wygodnie własne zajmować miejsce. A to powiedziawszy, dał głos JKs. biskupowi chełmskiemu.

Skarszewski biskup chełmski oświadczył na początku głosu, iż nigdy w okropniejszym czasie nad obecny nie przychodziło przekładać przed stanami zdania swojego; że kiedy cesja krajów dla Rosji przechodziła, pytał się sam siebie, czy i od ściany pruskiej do podobnejże czynności przystąpić przemoc znagli. Ale że osobno ta cesja przechodziła, nadzieja jakaś była, azaliż Rosja czy nie wesprze nas przeciwko drugiemu dworowi, myśląc, iż lepiej jest części utracić, aniżeli wszytko. Ale gdym zaczął poprzednie deklaracje stosowne do siebie obu dworów uważać, od pierwszych zaraz momentów po cesji dla Rosji uczynionej rozpaczać, mówił, zacząłem i widzę teraz, że i drugie następuje nieszczęście jako z jednej przyczyny tenże sam wynikający skutek. Wnoszę zaś stąd, iż zawżdy się dwory na naszą godzić będą szkodę. Tu spólne obu dworów przypomniał noty, a nawet że tym samym językiem i teraz do nas mówią. Zaczął potym przekładać o oddzielnych od cesji kraju artykułach, że w tych pomoc od Rosji mieć możem, jako to ze strony handlu, bo zawżdy potencja jedna drugiej zabrania wzbogacenia się. Rzeki przez kraj nasz płynące spólny nasz interes z rosyjskim czynią. A w tym mediacją rosyjską zabezpieczyć się sądził za rzecz potrzebną. To zaś, że jest za nami, mniemał, że i pomoc Rosji znajdziemy. Cesją zaś krajów sądził być zupełnie nam przeciwną, a z obu dworów widokami zgodną. Namienił wszelako, że i do cesji krajów wiele JP ambasador zmodyfikował. Utrzymywał dalej, że jeżeli król pruski gwarancją Rosji przyjmie, toć jej mediacja wiele nam rzeczy zabezpieczyć zdoła. Tu nie radził zrywać zupełnie traktowania z ministrem pruskim, a starać się, aby na poniższe przed ratyfikacją traktatu zezwolił punkta. Najprzód, na gwarancją Rosji tego, jaki z nim zapadnie, traktatu. Po wtóre, na mediacją Rosji co do handlu. Po trzecie, co do ustanowienia ceł wzajemnie równych opłatach. Po czwarte, na wydaniu obrazu częstochowskiego ze skarbami. Po piąte, aby w przypadku zagaśnięcia domu radziwiłłowskiego, zrzekł się na zawżdy król pruski sukcesji po nich. Można przy tym i los zabranych braci osłodzić, kiedy nie możemy ich przemocy wydrzeć. To prawda, że nie mamy mocy oddawać ich w poddaństwo, ale też mówię, że i tych, co się z nami zostają, gubić nie powinniśmy. Będą tamci przymuszeni ciągnąć jarzmo niż od przemocy bardziej od nierządu polskiego z dawna, ale bez naszej winy przygotowane, nam zaś w tej powszechnej całej Europy głuchej za nami nieczułości ulec okropnemu należy przeznaczeniu, albowiem inaczej i wewnątrz nawet ucisk by i gwałt smutne z nas uczynił ofiary. Na cóż się mamy opierać. Z dwojga jedno nas czeka, czy puścić na ślepy los obywatelów z krajem, czy zaczęte kontynuować traktowanie. Idąc za ślepym losem dogodzim energii i sławie, ale zginiemy; wszak idąc za drugim już widziemy, że obcy żołnierz, który był o cztery mile od stolicy odemknięty do ośmiu, a to jest skutkiem negocjacji. Tu się znowu tak tłumaczył, któren monarcha przyciśniony wojną nie ustąpił kraju, a potym i po traktacie nie starał się odzyskać. Przywodził przykład Austrii, która po pierwszej wojnie odstąpiwszy Szląska królowi pruskiemu, gdy ujrzała później porę, wojną go odzyskać znowu starała się. Żadnym cesjom gwałt naglący do nich prawa nieodzownego nie nadaje. A toż stosował i do Polski, mówiąc, że może teraz król pruski do nas wynajdować preteksta jakubinizmu i inne równe powody. Czyż my w szczęśliwszej chwili słuszniejszych nie mielibyśmy przyczyn na dwoistym gwałtownym zaborze i wymuszonych cesjach wspartych. Ale teraz mówiłem, ulegać należy, albowiem stan nasz niedołężny sprawie naszej dobrej nic nie pomaga, ile gdy wszytko niemal prócz sławy straciliśmy. Nie ukrywał i tego, że umyślnie sąsiedzi nasi ten sejm ciągną, aby porozumieli się z mocarstwami mającemi interes, że wojska z krajów naszych nie wyprowadzą, póki wojna francuska trwać będzie. Mówiąc dalej, czyliż my nie doświadczamy w tym drogim i niewygodnym mieście przykrości, osobliwie którzy nie jesteśmy bogatemi. Cóż się z tych sporów i odwlekań dobrego zawiąże, kiedy nagadawszy się tylko do woli, będziem musieli to oddać, co zabrano, nie zapewniwszy sobie losu, a braci zabranym swobód, ustępując wszytko na dyskrecją zajmujących. Na ostatku głosu mówił i radził, aby pod warunkami, jakie wymienił, koniecznie dalsze z ministrem pruskim kontynuować traktowanie.

Po tym głosie trzódą całą zaraz Miączyński i Zaleski lubelscy, Wilamowski zakroczymski, Włodek gostyński, Rokossowski bełzki, Jozofowicz inflancki i inni czytania projektu przez JP Podhorskiego podanego domawiali się, ale na to oponujący się tego stanąwszy nie pozwolili.

Marszałek rzekł: JP liwski chce się wytłumaczyć, daję mu głos.

Krasnodębski liwski tłumaczył się w ten sposób: v. nr 6.

Na wniosek w końcu głosu uczyniony zawołano: zgoda, zgoda! Prosiemy!

Zaleski lubelski straszliwie długim i przygotowanym głosem tłumaczył się do znudzenia izby, a najprzód o przemocy obcej, o ukorzeniu się jej potrzebnym, dalej o rządzie tak co do militarności jako i cywilności. Przerywano mu po kilkakroć mówienie. Ale on wszelako mniej dbając na to, jak jachał tak jachał. A gdy w czasie głosu jego król JMć dla potrzeby wychylił się nieco z izby sejmowej, jeszcze bardziej przerywano i niby to o uciszenie się dla niego prosząc, osobliwszym trio do zagłuszenia jegoż samego wołano: poseł mówi, poseł gada, poseł bredzi, uciszcie się WPanowie! Nic atoli Zaleski temi wołaniami niezrażony po zwróceniu się króla JMci ledwo nie w kwadrans głos swój pótoraczny zakończył i w ostatnich jego artykułach tak jako i w początkowych radząc ulegać przemocy.

Po głosie Zaleskiego, gdy znowu Miączyński i Jozofowicz wnieśli czytanie projektu Podhorskiego, a drudzy z opozycją stanęli głosami zabieranemi, nieco uśmierzone zamieszanie izby znowu się w najtęższy wznowiło sposób. A chociaż marszałek kazał wyjść na strzodek izby sekretarzowi i czytać, prawie go gwałtem ze strzodka izby cofnięto. Powtórzył mu marszałek zalecenie, wszelako w największym huku, i znowu czytać nie dano.

Mimo to Miączyński i Zaleski lubelscy ustawicznie o czytanie domawiali się. Na co im Mikorski wyszogrodzki oświadczył się, że tego projektu czytać nie damy. Zdrajca sam uciekł, jakże ma być jego projekt czytanym.

Marszałek sam sekretarza do czytania na strzodek izby wyprowadził, a Miączyński wołał: czytaj WPan! Ale Karski i Mikorski wyszedłszy z miejsc swoich, czytać nie dali i zwrócili sekretarza do stolika. Gomon zaś w izbie zrobił się straszliwy.

Marszałek znowu kazał czytać sekretarzowi, ale toż samo teraz co i pierwszemi razy stało się - zwrócono go nazad w gminie i razem gadano. Marszałkowi złorzeczono, a ciechanowski Szydłowski nie dawszy sekretarzowi znowu usiłującemu czytać projekt, oburzył się na marszałka, mówiąc: gdy poseł jest pod laską dla każdej innej materii, izba jest in passivitate, póki się ta nie załatwi kwestia. Niech zdrajca i krzywoprzysiężca ten będzie wyrzuconym z liczby naszej, wtedy do innej można przystąpić materii. Teraz nie ma go, umknął od sądu, zbrodnia go przegnała. Niech się więcej między nami i nie mieści.

Marszałek tak twarde chcąc nieco uspokoić wzburzenie, dał głos JP Grzegorzewskiemu płockiemu, któren mówił: gdyby przemoc matkę moją własną z uciętymi rękoma przede mną postawiwszy przemówiła tak do mnie: oto widzisz matka twoja tak przeze mnie skaleczona, podpiszże mi to, co ci podaję, bo inaczej życie twoje i matki twojej w momencie zniknie. Cóżbym miał wtedy uczynić, jeśli nie z największym rozrzewnieniem czyn przemocy żądany dopełnić. Potym to podobieństwo do ojczyzny w obecnych okolicznościach przystosowawszy i wywiódłszy przemoc być zbrojną i silną, naród zaś bezsilnym i słabym, prosił, aby raczej stany myśleć nad tym chciały, co należy na noty dzisiejszą i wczorajsze odpowiedzieć, zaniechawszy wszytkie inne jako nie tak ważne kwestie.

Stoiński lubelski wnosił, aby nota posła pruskiego komunikowana była wszytkich dworów zagranicznych ministrom, a Mikorski dodał, aby wszytkie razem i wczorajsze, i dzisiejsza komunikowanemi były.

Blinstrub kowieński dopraszał się o solwowanie sesji, Karski podniesienie do decyzji projektu kancelarii.

Załuski podskarbi nadworny kor. obszernym tłumaczeniem się swoim mówił najprzód do tego, co się tycze sądu żądanego JP Podhorskiego, po wtóre aby przystąpić do porządku sejmowania w bezczynności czasu nie tracąc. Co do sądu mówił iż jeśli się jeden z posłów pod sąd oddał idąc pod laskę, toż i drugi uczynił, albowiem i JP Podhorski będąc od niego wezwany stanął pod laską. A nie można wchodzić w przyczyny, nie wiedząc permowencyi, czyli z bojaźni sądu, czyli z innej jakiej racji oddalił się z izby, mówić zaś że ten winien za to, że się pod laską nie znajduje. Byłoby to wydawaniem wyroku przed poznaniem sprawy. Ale radził wstrzymać te usiłowania, póki nie powróci do izby, i wtedy zapewne gorliwość taż sama godnych posłów domówi się osądzenia JP Podhorskiego. Gdyby zaś to zdarzenie nie mieszało porządku sejmowania, obligował JP Szydłowskiego płockiego, aby wyszedł spod laski.

Na co rzekł Mikorski wyszogrodzki: to być nie może. Zdrajca ucieka od sądu, niech ma ukaranie na prerogatywie.

Załuski podskarbi nadw. kor.: nie można zgłębiać przyczyn, które powodem były jemu do oddalenia się z izby.

Mikorski: wszak ci zdrajca tu w komórce siedzi za drzwiami, niech wyjdzie i sądzi się.

Kimbar upicki: wszakże sam do mnie z kolegów powiedział pod laską będąc, że przemoc tak chciała, a dość na przekonanie zbrodni jego ręka obywatela podała, aby jak zdrajca taki obywatel był karanym.

Marszałek znowu wyprowadzał sekretarza do czytania, ale mu Mikorski i Szydłowski ciechanowski wyszedłszy na strzodek izby, czytać nie dali projektu.

Tyszkiewicz marszałek WLit. mówił tak: v. nr 7.

Mikorski wyszogrodzki tłumaczył się w tym sposobie: v. nr 8.

Po ukończonym jego głosie o solwowanie sesji dopraszano się.

Skarżyński łomżyński o not podanych komunikowanie ministrom dworów zagranicznych domawiał się, o co podobnież i Mikorski przymówił się.

Marszałek im odpowiedział, że mówić o to będzie czas przy końcu sesji, i wniósł zaraz czytanie projektu Podhorskiego, oświadczając się, że stawa przy prawie czytać projekta od posłów podane nakazującym.

Ale znowu posłowie sekretarza obskoczyli i czytać nie dali. Wołano na miejsca, a izba wzburzyła się straszliwie.

W tym czasie Karski siedzący na krześle senatorskim, gdy sekretarz stał blisko niego, wziął mu z rąk projekt Podhorskiego i udał się z nim na swoje miejsce. Sekretarz zmieszany, gdy mu powrócić jego nie chciał, doniósł takowe zdarzenie marszałkowi.

Za czym rzekł marszałek: jest powinnością moją donieść WKMci i izbie, iż z rąk JP sekretarza wziętym został projekt JP Podhorskiego wołyńskiego przez JP Karskiego płockiego. Upraszam, aby był przywrócony.

Karski płocki: proszę powiedzieć, kto był podpisanym, bo w tym piśmie, co wziąłem, nie ma podpisu, a ja go nie mam za projekt.

Ten nowy traf straszliwą w izbie zrobił wrzawę.

Miączyński wnosił, iż wydarto gwałtem z rąk sekretarza projekt.

Karski pytał się, kto go podpisał, kiedy on jest projektem, albowiem ten papier, któren wziąłem, nie ma żadnego podpisu.

Marszałek: ten to sam jest projekt, któren podał JP Podhorski.

Gosławski sandomirski i Stoiński lubelski ultro domawiali się komunikowania not groźnych ministrom tu będącym wszytkich obcych dworów.

Na co rzekł marszałek: trzeba pierwiej jedno skończyć, a potym drugie zacząć.

Kimbar pytał się marszałka: cóż mamy innego w kontynuacji prócz sądu na zdrajcę.

Marszałek nic mu nie odpowiadając, domawiał się wrócenia projektu.

Blinstrub kowieński rzekł na to: pismo bez podpisu nie jest czym innym tylko bez znaczenia kartą.

Marszałek znowu: jaka to powaga izby wyrywać z rąk projekt.

Blinstrub: projekt bez podpisu przeciwny prawu.

Marszałek: ale czy godzi się wydzierać z rąk sekretarza?

Blinstrub: JP płocki wziął to jak gazetę jaką.

Kimbar: WPan sam czynisz mitręgi, bo u mnie to jest aktem sejmowym, co jest z podpisem, a upominasz się o prosty jakiś papier.

W tym momencie zewsząd się głosy o solwowanie sesji podniosły.

Podhorski zawsze zostawał w komórce słysząc, jak go w izbie szanowano, a od korytarza nieznośne mając do siebie przy pukaniu we drzwi, aby odemknął, i pełne impertynencji wygadywania liberii.

Król JMć: radbym zawsze mieć przyczynę i powód chwalenia czyny zasługujące na tym sejmie. W tym sejmie jednak, gdy widzę złe skutki teraz i potym z dziennika sesji wyniknąć mogące okazywać mogącego, co się dziś stało, mówię, że wydarcie projektu jest nieprzyzwoitością, z której nadal złe mogą wypadać skutki. Raz bowiem pokazany zły przykład, wielce szkodliwy być może. A wydarzy się czasem, że najużyteczniejszy ojczyźnie i najdogodniejszy patriotyzmowi projekt podobnie wydarty być może i struć zbawienne dla kraju zarządzenie. Zastanówcie się, do czego to przyjść może. Ja radzę zwrócić sekretarzowi projekt, albowiem zawżdy się przy was będzie zostawało sądzić o nim. Ja zaś mówię i radzę teraz go powrócić i przeczytać.

Marszałek upominał się o projekt, a razem brał się rozkazać go czytać - zaprzeczono mu oboje.

Miączyński wołał na płockiego, aby powrócił projekt.

Karski: jeśli papier, to oddam, ale projektu nie mam żadnego.

Miączyński: powróć WPan i papier.

Karski: wziąłem papier, oddaję go do kancelarii. I położył na stoliku arkusz papieru niepisanego.

Rzucił się marszałek do stolika, a widząc, że nie projekt, nalegać znowu z innemi zaczął o powrócenie projektu.

Na co rzekł Karski: skąd wziąłem papier bez podpisu, tam go i oddaję - zwracając projekt JP sekretarzowi.

Jozofowicz inflancki dopraszał się o czytanie jego. Sekretarz chciał czytać, ale Szydłowski ciechanowski i Karski wyszli na strzodek izby i nie dopuścili. A gdy na nich krzyczeć zaczęto na miejsca, oni odpowiedzieli: poseł jest pod laską, izba in passivitate, a przez to wyszła z porządku i w bezczynności zostająca. Mikorski zaś potym z Karskim wołali: nie masz podpisu, nie masz i projektu. A Blinstrub kowieński: pismo bez autora na jakiżbądź wzgląd nie zasługuje.

Po kilkakroć znowu czytać chciał marszałek, ale zawżdy nie dopuszczono, Szydłowski zaś płocki przez cały ciąg tych sprzeczek pod laską zostawał.

Stoiński zaczął mówić: żaden akt autentyczny - ale mu dokończyć nie dał Miączyński, po czym Stoiński razem wykrzyknął: nie podpisany, ja go mam za nic.

Blinstrub i inni razem zawołali: i my wszyscy.

Skarżyński łomżyński mówił: wina jest JP marszałka, że taki przyjął projekt. A kwestia o niepodpisanie trwała czas długi. Na końcu zaś o solwowanie sesji proszono.

Mikorski powiedział: kolega pod laską, oskarżony zniknął, a jeśli dziś przeczytany będzie, a jutro zdrajca się go wyprze, co stąd nastąpi?

Krasnodębski w przymówieniu się swoim składał całą winę na marszałka, że taki projekt ważył się do laski przyjąć.

Mimo to marszałek o czytanie wnosił.

Izba niecierpliwa tym ustawicznym marszałka naleganiem i obruszona z porządku najzupełniej wyszła.

Tyszkiewicz marszałek WLit. niektórych posłów wzajemnie i żwawo ucierających się laską przegradzał i usiłował zwrócić na miejsca. Izba mimo to jeszcze bardziej wzburzyła się i senat z miejsc ruszony udał się do tronu.

JP Szydłowski płocki chcąc mówić z marszałkiem WLit., udał się ku niemu. Król JMć wziąwszy go za rękę, mówił do niego: właśnie mi WPana potrzeba. Winszuję mu tej cnoty, tego obywatelstwa, tej sławy, którą zyskujesz, i miłości, jaką masz u kolegów, i nie umiem nawet WPanu powiedzieć, jak go wielce kocham, poważam i cenię. Ale proszę, powiedz mi, jaki z tego wszytkiego koniec i czego żądasz.

Szydłowski płocki rzekł: Najjaśniejszy Panie! Przekonany jestem, że WKMć życząc dobrze narodowi i ojczyźnie, nie możesz mu mieć za złe tej determinacji, którą okazuje. Że w tłumie nieszczęść i strzód gwałtu i przemocy znajduje się naród cnotliwy. Miłościwy Panie! Postępowanie dzisiejsze przyda się może kiedyś narodowi dla wyświecenia i uzacnienia charakteru jego. Będzie to dowodem, żeś panował wtenczas, kiedy jeszcze cnota nie wygasła w Polakach. Niepodobna mnie jest myślić, abyś WKMć nie chciał oszczędzić garści krwie mojej. Zadałem zdradziectwo. Boję się, aby intryga nie czuwała na zgubę moją, aby ten bezczelny, co podać bezczelny cerograf ważył się, nie zaparł podania projektu. Chcę zatem, aby to świadectwo nieszczęścia ojczyzny i swojego zbrodniarstwa podpisał i jako niegodny znajdować się w tej świątyni wyszedł z niej na zawżdy.

Król JMć kazał wezwać Podhorskiego, któren gdy się ukazał w izbie, zewsząd zawołano: idź zdrajco pod laskę. On cały wybladły i zmieszany wstrzód powszechnego na niego okrzyku zawołał na marszałka WLit., aby przestrzegał porządku, albowiem wielu widzi arbitrów w izbie.

Tyszkiewicz marszałek WLit. urażony temi słowy, odpowiedział z najżywszym poruszeniem: WPan to tylko sam jeden jesteś taki, któren tu znajdować się nie powinieneś. (Potym do króla mówił) Miłościwy Panie! Od początku sejmu niniejszego urzędowanie moje pełne goryczy i niesmaku dopełniałem. Teraz do tego nawet przychodzi, że i JP Podhorski jeszcze mnie martwić poważa się. Czyniłem, co mogłem zgwałceniem nawet wewnętrznej mojej spokojności. On mi wymawia niezachowanie porządku i wpuszczenie arbitrów, a gotów jest donieść mnie ambasadorowi i przyprawić o nieszczęście. Składam więc tę ciążącą mnie laskę, niech ją sobie ambasador komu chce odda. Ja dłużej znieść tego urzędu nie mogę.

Potym arbitrów ukrywających się rugował, a do opierających się z nich niektórych powiedział: ja WPanów ciekawości nie będę moim majątkiem zastępował.

Król JMść, gdy się Podhorski u tronu ukazał, mówił mu: nie trzeba tak ślepo czynić, podpisz WPan.

Tu się zdawał niby coś opierać, a w tym czasie posłowie wszytkie kałamarze w izbie będące pochowali, dał mu więc swój ołówek, którym podpisał projekt i na czapce położywszy ołówek, królowi oddał.

W tym czasie posłowie wyszli na strzodek izby. Wołano, aby zdrajca szedł pod laskę.

Gosławski sandomirski co miał głosu w tym zamieszaniu mówił: gwałt się dzieje, zdrajca bezkarnym śmie się ukazować.

Inni zaś wołali, aby zdrajca wyszedł z izby, za czym i król JMć kazał wyjść z izby Podhorskiemu.

On po kilkakrotnie postępując ku drzwiom wstrzymał się i chciał coś mówić do króla JMci, lecz król do niego rzekł: każę WPanu wyjść. Za czym Podhorskiego Fabrycy bełzki i inni pokojami wyprowadzili na małe od garderoby schody do karety, albowiem u wielkich liberia osrożona czekała na niego, gdzie jednak bez kułaków nie obeszło się, bo mu lokajów kilku będących tam pięściami dojechało. Złapał był jednego z nich za kark i chciał go oddać w areszt, ale oficer krzyknąwszy na niego: umykaj WPan prędzej! - ulęknionemu i tak puścił go. Stał się przyczyną ten zaś między liberią ukrył się, a Podhorski w pojazd wsiadłszy, ujechał z zamku.

Gdy wyszedł Podhorski z izby, zaczęto prosić o solwowanie sesji. Na co marszałek: po przeczytaniu projektu i sam o to prosić będę JKMci.

Znowu się zamieszanie zrobiło, w nim marszałek wzywał sekretarza do czytania projektu, którego broniąc czytać Karski, a widząc podpisanym rzekł: wszak to ten zdrajca ołówkiem podpisował, a i ten się mu ukruszył.

Godaczewski trocki wołał na marszałka: cóż to za gwałty WPan czynisz! Żeby to wojsko zagraniczne działało, to by co innego było. Ale WPan rodak nasz tak złośliwym dla ojczyzny, a przychylnym zgubie jej jesteś.

Marszałek: ja gwałtu nie czynię, ale prawo uskuteczniam.

Skarżyński: autor sam miejsca między nami nie ma, a dzieło jego ma być wzięte do czytania. To rzecz niesłychana!

Krasnodębski: cóż to za osobliwość ołówkiem podpisany projekt. A dalej razem ze Skarżyńskim o komunikacją not ministrom zagranicznym domawiali się.

Marszałek: nie zapomnę przy końcu sesji woli izby.

Plichta sochaczewski: to już nadto długa mu ta scena WPanu, MPanie marszałku, należy albo prosić JKMci o solwowanie sesji, albo do innej materii przystąpić.

Marszałek chciał znowu kazać przeczytać projekt, ale zawżdy równie broniono, a cichość w izbie bezczynna i mruczliwe tylko sprzeczki czas niejaki trwały. Razem potym o solwowanie sesji zewsząd zawołano.

Marszałek: Najj. królu, Panie Mił.! Widząc cierpliwość WKMci, a różność zdań kolegów jednych czytania projektu domagających się, a drugich broniących, jedyny widzę strzodek podać ad turnum propozycją, czy ma być czytany projekt, czy nie.

Wielu z Miączyńskim odezwało się: zgoda!

Gosławski zawołał: nie masz zgody, aby ta bezczelność mogła być jeszcze czytaną.

Żmudzcy i Godaczewski trocki wnosili po ósmej godzinie, która dawno wyminęła, nieprawne być turnowanie.

Mimo to marszałek chciał czytać propozycją.

Krasnodębski zawołał: nie masz zgody! A Kimbar upicki rzekł: Autor jest rugowany z izby, a jakże projekt jego ma być wziętym do decyzji, czy on ma być czytanym.

Król JMć: JMP marszałku, czemuż nie idzie kwestia do rezolucji?

Na to krzyk i gomon zrobił się straszny i wołanie: nie masz zgody!

Szydłowski ciechanowski, Mikorski wyszogrodzki, Ołdakowski bielski, Godaczewski trocki i inni z niemi w tłumie wołali: nie masz zgody na podawanie takowej propozycji! A Krasnodębski wołał: jaka prawność turnowania po ósmej godzinie?

Marszałek: taka jak i wszytkich, które tego sejmu po ósmej godzinie były.

Tu Karski płocki rzekł: pamiętam, że godny senator JMKs. biskup inflancki to wniósł, że po ósmej godzinie są bezprawne decyzje.

Miączyński wołał na marszałka WLit., aby ksiądz referendarz czytał propozycją senatowi. A po chwili znowuż o toż samo znowu dopraszał się, ale zaraz odezwał się na to Godaczewski trocki, zapraszając kolegów na strzodek i mówiąc: ponieważ widzę, iż ksiądz referendarz bierze się do czytania propozycji, trzeba mu zabronić i nie pozwolić.

Król JMć: WPanie marszałku, pytam się, czemu turnus nie idzie.

Wrzaśnięto w huku nie pozwalając na to, a Krasnodębski i Stoiński powiedzieli, że propozycja nie była czytaną.

Król JMć do MP marszałka: każ WPan przeczytać propozycją głośno.

Zawołano: nie masz zgody.

Mimo to Jozofowicz i Miączyński raz w raz o czytanie jej wołali.

Mikorski: choćby tydzień przyszło siedzieć, nie pozwolę jej czytać.

Karski: choćby tu i spać przyszło.

Godaczewski trocki z ósmą godziną stawał, a cała niemal izba o solwowanie sesji prosiła.

Marszałek: uczyniłbym woli WKMci zadosyć i sejmujących osób, aby ta propozycja znowu była czytaną, albowiem gdy ją czytałem, tak niesforny huk zrobiono, iż słyszaną od nikogo nie była.

Stoiński: to prawda, że żadnego z niej słowa nie słyszeliśmy.

Krasnodębski: ale prawo za nami głośno mówi.

Król JMć: panie marszałku, jakże to będzie?

Romanowicz: Najj. Królu, nie słyszeliśmy jej.

Miączyński chciał mówić, ale jak na wilka hu-hu-hu zakrzyczano. On wszelako jeszcze głośniej nad sam huk będący o czytanie propozycji wołał, na co: nie masz zgody! - krzyknięto.

Król JMć rzekł: nie może być większe obrażenie wolności, jak gdy chce marszałek czytać, bronić jemu. Wszak wolno jemu pytać, jaki jest sensus izby, albowiem o nim bez zapytania dowiedzieć się nie można.

Nie masz zgody! - zawołano.

Miączyński lubelski domawiał się o czytanie propozycji, a marszałek na strzodek izby udał się z propozycją, ale i na niego hu - hu - hu zawołano.

Marszałek: to nic nie zrobim, kiedy tak będziem huczyć. Ja czynię, co mi każą. Ale najlepiej tak porządek wywracać hukiem, to piękne będzie sejmowanie.

Mikorski i Krasnodębski zawołali: nie masz zgody! A Manuzzy inflancki rzekł: powinienem WKMci wezwać jako prawdziwego ojca ojczyzny na ratunek. Izaliż gwałt do tej nas powinien przymuszać hańby, abyśmy z tym bezczelnym człowiekiem, co podał ten projekt, na jednej szali zostawali? MP marszałku, kiedy takie bezprawia dzieją się, prosiemy o solwowanie sesji.

Zamieszanie zbytnie zrobiło się. Wołano: zgoda!

Manuzzy znowu mówił: WKMć jako ojciec narodu prawdziwy sam tylko dzieci błądzące potrafisz na ścieżkę niemylną sprowadzić.

Król JMć: żąda poseł, abym błądzące dzieci na ścieżkę naprowadził, niechże sobie to przypomni, co mówiłem, to jest, aby marszałek podał kwestią.

Manuzzy: widząc opór, Najj. Panie, znam ja jedyną radę solwowanie sesji, ile gdy WKMć z 10 godzin czasu pozwolisz, może się w nim wynajdą jakie sposoby do ułagodzenia tak rozróżnionych umysłów.

Król JMć: wiesz sam WPan, dlaczego trzeba, gdyby ta kwestia dziś koniecznie przeszła.

Manuzzy: ja nadto młody jestem, abym miał jakie koneksje, albo wiedział co się dzieje, nic zgoła nie wiem. Nie mam żadnych koneksji, świadczę się WKMcią, iż zawżdy za przekonaniem moim idę. I teraz za nim poszedłem i zawżdy, że stosowności mnie przynależnej myśl moją przekładam, ale żadnym nie prowadzony duchem innym tylko mego przekonania.

Król JMć: ostrzegam, żebyście mnie wolnym mieli na sumnieniu, gdy tym oporem największe nieszczęście na kraj ściągniecie. Pozwólcie, niech marszałek poda kwestią.

Krzyk wzniósł się straszliwy. Nie masz zgody! - zawołano, a Bogucki wyszogrodzki rzekł: chyba po trupach naszych JP marszałek dokona woli swojej.

Marszałek: zawżdy wolą izby pełnię.

Krasnodębski: piękna to wola izby. Oto jest świadkiem kolega (wskazując na Ciemniewskiego), któregoś WPan kilka razy proszącego, nie chciał wysłuchać.

Miączyński lubelski rzekł: ostatni raz proszę o czytanie.

Marszałek: już chyba WPanowie sami czytać będziecie. Ja nie po raz czytałem.

Huknięto znowu zewsząd na marszałka.

Gosławski sandomirski, Karski płocki, Mikorski wyszogrodzki razem rzekli: dufamy po obywatelstwie JP marszałka, że nie będzie czytał, a Bogucki wyszogrodzki powiedział: choćbym sam został, to nie pozwolę.

Marszałek: czytanie nic za sobą nie ciągnie, tylko poda propozycją. Przy izbie zaś decyzja zostanie się.

Mikorski wyszogrodzki rzekł do marszałka: czy prawa, czy narzuconej gwałtem od WPana propozycji słuchać mamy?

A Miączyński za propozycji podaniem wołał.

Stąd Manuzzy rzekł do niego: wszyscy WPanowie macie za infamisa tego, co podał projekt, a sami na czytanie propozycji kwestią o tym projekcie żądacie, co nie jest co innego, tylko ułatwiać temu projektowi drogę, do którego dążyć jest to czynić przeciw honorowi, sławie i poczciwości. Przeto proście sobie o czytanie propozycji, ale co do mnie - ja na nią nie pozwalam.

Po tym przymówieniu się jakiś czas posępne milczenie panowało. W nim król JMć rzekł: żądam wiedzieć, czy można będzie czytać propozycją.

Marszałek odpowiedział: chcę uskutecznić wolę WKMci.

Wraz zawołano: nie masz zgody!I hu-hu huknięto.

Marszałek: jużem ja po trzykroć czytał.

Król JMć mówił: przestrzegam JP sejmujących, jeśli sprzeciwieństwo dzisiejsze jutro będzie miało okropne skutki, ja temu nie będę winien.

Wołano: nie masz zgody! i hu-hu-hu.

Miączyński wołał o czytanie.

Manuzzy: ani pozwolemy czytać.

Zgoda! - zawołano.

Godaczewski zaś trocki powiedział: choćby się i bardziej ojczyzna przywaliła, ale czyż może się już więcej tak będąc przywaloną w nieszczęście pogrążyć?

Manuzzy: za wypędzonego człowieka jak infamisa projektem nawet i kwestii czytać nie wolno.

Król JMć: wszakci i w tej kwestii każdy powie swoje zdanie. Nie zgodzą się, to on upadnie.

Nie masz zgody! hu-hu-hu - zawołano.

Król JMć rzekł: nie będę winien, jeśli jakie nieszczęście jutro spotka, bo ja ostrzegałem. A teraz solwuję sesją na jutro na godzinę 4 po południu.

Ta sesja trwała do godziny 11 w nocy.


Copyright 1998 by Biblioteka Kórnicka PAN and Centrum Elektronicznych Tekstów Humanistycznych