Wstęp
Sesje
Mowy
Noty
Projekty
Traktaty
Nominacje
Tabele
Przypisy


Głos jedenasty

Jaśnie Wielmożnego Imść Pana Jana Krasnodębskiego

Łowczego Podlaskiego, Rotmistrza Kawaleryi Narodowej, Posła na Sejm Extraordynaryjny Grodzieński, Mazowieckiego, z Ziemi Liwskiej

miany na Sesyi dnia 16 lipca roku 1793

Najjaśniejszy Królu i Najjaśniejsze Sejmujące Stany!

Nie pierwszy to jest Sejm, na którym służemy współbraciom naszym w charakterze posłów. Lecz jak odmienny dzisiejszy od Sejmów znanych ojcom naszym znajduję!

Dawniej wchodzono do Izby Sejmowej z uszanowaniem i czuciem najżywszej rozkoszy. Szanowano to miejsce jako świątynię praw zapewniających przy ich dochowaniu zbawienie Narodu. - Szanując ją, czuli duszę swoją zapełnioną najsłodszej rozkoszy wzruszeniem, z wyobrażenia, że i oni byli w liczbie pracowników szczęśliwych, którzy obmyślali najdogodniejsze śrzodki wzmocnienia Ojczyzny i uszczęśliwienia Polskiej ziemi mieszkańców. - Dzisiaj... - O! Jak odmienne wzruszenia pełne najprzenikliwszych boleści dręczą mą duszę!

I tym zajęty czuciem szedłem ku Izbie Sejmowej z trwogą, wchodziłem ze smutkiem, spoglądałem na ławice poselskie z okropnością przejmującą mnie całego, zasiadałem moje miejsce ze wstydem haniebnym, i siedzę na nim z rozpaczą. A usta moje otwieram nie jako poseł, ale jako człek kończący życie, i mający wyzionąć ostatniego już ducha.

Z trwziąćwogą szedłem; bo któż mnie mógł zapewnić po tylu praktykach gwałtu, że na drodze nie napotkam z konwojem niewolniczej Kibitki wywożącej mnie z łona Ojczyzny w bezludną Syberyę za to, że kocham prawdę i Ojczyznę?

Wchodziłem ze smutkiem; bo któż mnie zabezpieczył, że idąc na łamanie uczynionej Bogu przysięgi (według żądania JW. Ambasadora Rosyjskiego na dniu wczorajszym oświadczonego, rozwalniającego sumnienie przysięgą Targowickiej Konfederacyi ściśnionego) nie idę razem na słuchanie Dekretu skazującego Ojczyznę na śmierć, a nas na brańców niewolniczych?

Spoglądałem na ławice poselskie z okropnością; bo od dawna już nie widzę niektórych współkolegów moich. - Dlaczego? - Niech światła powszechność i bezstronna potomność sądzi!

Zasiadłem moje miejsce ze wstydem haniebnym; bo nie jako poseł, ale jako już niewolnik czołgać się naglony przed groźnym musem, i jak podły wykonywacz rozkazów obcych.

Siedzę na nim z rozpaczą; bo widząc bezsilność gorliwych patryotów i silną przewagę naszych gnębicielów, nic już rokować nie mogę pomyślnego dla nas.

Otwieram więc usta, jako kończący życie; bo widzę jaśnie wolność i imię czci godne Polaka zupełnie już niknące, kiedy na dopełnienie najostateczniejszego nieszczęścia naszego, każe nam przemoc być jeszcze krzywoprzysiężcami, od której przysięgi dobrowolnie nawet ofiarowanej dyspensy, że nie przyjmiemy, uręczyliśmy.

Teraz mimo naszych uręczeń, przysiąg, instrukcyi danych, obietnic przez nas uczynionych, ufności obywatelskich w nas pokładanych, wszystko podobno inaczej się stanie! - Zdradziemy ufność współbraci, zawiedziemy ich nadzieje, zmażemy charakter poselski, zhańbiemy prerogatywy wolnych Polaków, zgubiemy Ojczyznę, uszkodziemy rodakom, przygnębiemy nielitośnie biednych mieszkańców Polskiej ziemi, na dno same ostatniego nieszczęścia ich spychając, i staniemy się zdrajcami samemu Bogu poprzysiężonej wiary, gdy rozwiążemy podług wniesionego żądania związek Targowicki, do któregośmy się wcielili. lecz czy możemy to zrobić? I dlaczego nie możemy? Trzeba się zastanowić.

Nie możemy jako Chrześcijanie, bo krzywoprzysięstwo podług religii naszej jest największym występkiem, a występkiem takim, którym sami poganie najmocniej się brzydzili, i za który najsroższą karę wymierzali. - Nie możemy jeszcze i jako obywatele udzielnego Narodu; bo przejęci należnym uszanowaniem dla Wielkiej Katarzyny, której w naszym nieszczęściu litośnego wzywamy wsparcia, i w której wspaniałości jedyna tylko przyszłego szczęścia pozostaje nam nadzieja, winniśmy nie oświadczeniem, ale uczynkami dowieść: jak jej przyrzeczenie mamy za święte, niezłomne i żadnemu wzruszeniu nie podległe. A ona związek Targowicki zaszczyciwszy opieką swoją, sama nas wezwała do niego, przyrzekając tym tylko obywatelom szczęście, opiekę swoją i przyjacielskie obejście się, którzy się do niego wcielą.

Prawda, że wiele wślizgnęło się niedorzecznych praktyk w czyny tej Konfederacyi, mianowicie w rozdawnictwie różnych rang wojskowych i szafowaniu Skarbem Narodowym. Są błędy warte poprawy, są czyny naganie ulegające, i ja ich nie jestem wielbicielem. Ale czyż dlatego, że dach w niektórych miejscach przecieka, trzeba budynek cały rozrzucić i zniszczyć? - Nie! - Dach poprawmy, ale budynek na mocnych wsparty fundamentach zostawmy! Tak radzi rozum, tak każe sprawiedliwość, i tak uczy roztropna Ekonomika.

Odznaczmy granice władzy Konfederackiej; by za nie wychodzić nie śmiała. Przepiszmy jej prawa, nagańmy co złego, utwierdźmy co dobrego. Lecz rozwiązywać ją zupełnie i dawać deputacji do negocyowania moc nieograniczoną, ani Bóg, któremuśmy przysięgli, ani polityka, którą nam rządzić się należy, ani prawo względem deputacyi jednomyślnie przez nas ustanowione, nie każe. - Cóż więc w tym zdarzeniu czynić nam przynależy? - Oto: kiedy nie możemy nieszczęścia odwrócić, możemy przynajmniej jego nie chcieć. I to jawnie oświadczmy!

Mówił na dniu wczorajszym światły Senator, gorliwy obywatel, i przykładny pasterz JO. Książę Massalski Biskup Wileński, iż smutna to dla niego nader okoliczność. - Wierzemy temu nader wszyscy, bo nieszczęśliwym zdarzeniem drugi raz już mu się trafia być wprzężonym w ten smutny obowiązek deputacyi. Raz przy rozbiorze kraju roku 1775, drugi raz teraz w roku bieżącym 1793. Lecz pod ów czas nie miał ten szanowny Senator tyle wspólników swego smutku, ile ich ma teraz, bo wszyscy to z najdotkliwszą czujemy boleścią, wszyscy więc nie zezwalamy na to! Co uprzedzając, ja pierwszy z miejsca mego nie pozwalam.

Jeżeli zaś ta moja determinacya, zaostrzy czyją ku mnie nienawiść i zemstę, niech wie każdy, iż wolę wyrwany z łona rodaków moich kończyć życie w najokropniejszym więzieniu za czyny stosowne z obywatelskim przekonaniem, i dopełnieniem powinności posła, niż się świecić i wzbogacać za zdradę współbraci moich.


Copyright 1998 by Biblioteka Kórnicka PAN and Centrum Elektronicznych Tekstów Humanistycznych