![]() |
|
![]() | |||||||||
Szymona Szydłowskiego Posła województwa płockiego na sesyi sejmowej dnia 2 septembra 1793 roku miany Najjaśniejszy Królu, Panie Mój Miłościwy! Prześwietne Sejmujące Rzpltej Stany! Jeżeli ci, co tu między nami sejmują, a za Izbą składają nadworną radę ambasadora Rosyi, płatni są za to z kasy moskiewskiej, to ten godny, a bidny ambasador próżno swej Monarchini rozsypuje pieniądze. Bo wszakże ci jego poradnicy, nie mogą nie znać tego, że chociaż Moskwa wszystko robi gwałtem w kraju, ale w tej tu Izbie trzeba jej koniecznie zachować uczciwość i legalność. Jestże to uczciwość, poradzić ambasadorowi zaonegdaj, żeby do noty swej ministeryalnej, imieniem najpierwszej w świecie Monarchini, słowem Wielkiej Katarzyny podanej, przyłączył projekt posła, który powszechnym głosem z Izby naszej wyrzucony, nosi na sobie piętno hańby i wzgardy, nie mogącej inaczej być zmazaną, tylko przez dekret. Jestże to legalność, zwodzić ambasadora, jakoby podany przez niego projekt mógł pójść na deliberacyą, i potem stać się prawem? W tej tu Izbie, gdzie członek nawet sejmujący nie może dawać na deliberacyą projektu, kiedy nieprzytomny? Cóż dopiero obcy minister, który w niej nawet w żaden sposób znajdować się nie może? To, tyle tylko tu znaczyć może, co charakter poselski, na owym oficerze moskiewskim, który kiedyś na jednym sejmiku podlaskim dał się obrać posłem na sejm. Żałuję więc prawdziwie i szczyrze JW. Ambasadora, że się taką nieprzyzwoitą i nielegalną dał uwieść radą; a tymczasem protestuję się najsolenniej przeciw Marszałkowi sejmowemu i każdemu z sejmujących, który by uznawał to pismo przyłączone do noty ambasadora za projekt. - Jestem determinowany P. Marszałka sejmowego zaprosić nawet pod Laskę, jeżeli nam nie zdeklaruje, że to pismo czytane tylko jako annex, nie jako projekt do prawa na deliberacyą wzięty. Za cóż to Mości P. Marszałku popierasz tak uporczywie zdrajcy, i ministrów zagranicznych projekta? A mój, który dnia 27 zeszłego miesiąca, dla obrony mojej ukochanej ojczyzny od zdrady Króla pruskiego podałem, i który już dwa razy wyszedł z deliberacyi, przemilczasz. Wszakże nam przysiągłeś, a nie ambasadorowi, nas więc słuchać masz, a nie ambasadora. Nie może się on mścić na tobie, bo ten minister nadto jest światły i cnotliwy, żeby nie miał umieć rozeznać cnoty od podłości, prawności od przemocy. Dlaczegoż to wy, coście się zaprzedali Prusakowi, lękacie się, ażeby ten, który wam talary daje, nie stracił łaski pana swego, jeśliby traktat pruski nie stanął dziś. A nie lękacie się oddać w niewolą milion kilkukroć sto tysięcy wolnych Polaków? Niechaj ściąga na siebie karę, niech i was zabierze z sobą do tej pruskiej bastalyi. Zapewna ani ja, ani żaden z poczciwych Polaków żałować was nie będzie. Tego bym tylko żałował, gdyby razem z wami, nie poszła owa chytrości poczwara Luchesini, co Wilhelma z dobrego i szczyrego niegdyś Książęcia następcy, przerobił dziś na Króla Włocha. Za co to jeszcze, Najjaśniejsze Stany, ta część sejmujących, która już umyła sobie z Piłatem ręce na podpisanie naszej niewoli, chce nas omamić; ogromnie tu intonowanym straszydłem, że jeżeli nie podpiszemy, to Prusak wpadnie i zrabuje resztę województw; a chociaż i podpiszemy, to ta formalność nic nam nie przeszkodzi do odebrania, gdy będziemy mocni. Wszakże jeżeli nasza katolicka teologia dyspensowałaby nas przy okazyi, łamać te traktaty, które dziś w naszej mocy nie podpisać, a przecież podpisujecie, tedy kazuiści dysydenccy prędzej jeszcze rozgrzeszą Króla pruskiego wpaść tyle razy do naszych pozostałych województw, ile razy potrzeba mu będzie rekrutów, albo furażów, choćby on i zaprzysiągł traktaty z nami; tak jak Konfederaci Targowiccy zaprzysięgli na całość granic. Bo to nie słowa, nie pisma, nie pieczęcie, nie argumenta, nie teologia bronią granic, ale krocie muszkietów i armat. A zgadzaż się to z zdrowym rozsądkiem pomyśleć nawet o tym, żeby ci mocarze wiarołomni, którzy nas dziś dzielą, a dzielą dlatego, żeśmy już przychodzili do rządu i potęgi, dozwolili nam być kiedy rządnemi i mocnemi? Ja przeciwnie powiem, że Moskale nigdy od nas nie wyjdą, chyba ich wojna wypędzi. Że Prusak będzie zawsze kadzić Wielkiej Katarzynie, a złotem obsypywać jej ministrów, iżby nas mógł drzeć, to na cłach, to na rekrutach, to na furażach, to na fałszywej monecie; a oboje będą nas wewnątrz kłócić, to o prerogatywy tronu, to o buławy, to o ministerya, to o starostwa, iżbyśmy się sami prędzej pożarli. I cóż tu pomogą traktaty, jaką nam tarczą będzie gwarancya? Nim ona skutkować zacznie, to nas aż do ostatka Prusak zedrze, a tego co raz wydarł, bądź wydrze, nigdy nie powróci. Czyli my tedy podpiszemy z Prusakiem traktaty, czyli nie podpiszemy, jeden los nas czeka; to jest nędza, prześladowanie, napaść, nikczemność i podłość. Tak dalece, że więcej szczęśliwszemi bylibyśmy, żeby nas całkiem rozebrali. A kiedy tego nie czynią, to znać, iż dla widoków politycznych nie mogą, a skoro nie mogą, to prędzej na siebie obruszą innych mocarzów europejskich, jeśli się dalej posuną w nasze województwa dla przymuszenia nas do traktatów. Wytrzymajmy tylko ten paroksyzm ambicyi despotycznej, a nieochybnie doczekamy się, że te lekarstwa, któremi nas despoty lecząc niby, potruć chcą, w istocie ichże samych potrują. O tych zaś braci nieszczęśliwych, którzy się już gwałtownie i przemocą w ręce niesprawiedliwych dostali nam sąsiadów, nie turbujcie się, Najjaś. Stany. - Nie pomogą im tyle z słabości i z podłości naszej wyciśnione traktaty; ile własny despotów interes. Tyle oni muszą ich szanować i oszczędzać, ile pielęgnują i karmią robocze bydlęta; nie dla miłości tych, od których je nabyli, ale dlatego, żeby im lepiej i dłużej dźwigały ciężary. Osobliwie też - Ty, Przezacny Stanie Duchowny, najmniej masz przyczyn, troskać się o swoje prerogatywy i dochody w krajach zaborczych! Bo to teraz właśnie jest epoka, w której, jeśli się rzeczy nie odmienią, muszą się wrócić koniecznie dla ciebie złote wieki; a dla bidnego ludu, twardsze od stali kajdany. Takie to przekonania dyktowały mi projekt, który dnia 27 przeszłego miesiąca podałem do zerwania zupełnie z posłem pruskim negocyacyi, na której nic zyskać, a wszystko stracić możemy. I miałem te ukontentowanie, że samo jego przeczytanie, bez deliberacyi, już przekonało sejmujących, kilka tylko wyjąwszy osób, do których głos prawdy, nie może mieć przystępu. Kiedy więc już i formalność deliberacyi dopełniona, i nie widzę innego obok; bo pismo pod imieniem wyrzuconego z Izby naszej zdrajcy, przyłączone do noty ambasadora nie znam, i nikt zapewne nie uzna za projekt. A spodziewam się, że te kilka dni deliberacyi, nie zmieniły przekonania godnych większej części sejmujących, która przy pierwszym jego czytaniu, zdawała się być niewątpliwą.
| |||||||||||
![]() |
|
![]() |