![]() |
|
![]() | |||||||||
Jaśnie Wielmożnego Ignacego Gosławskiego Posła sandomirskiego dnia 17 sierpnia 1793 roku - względem projektu ratyfikacyi przez JW. Ankwicza krakowskiego podanego Najjaśniejszy Królu! Najjaśniejsze Skonfederowane Rzeczypospolitej Stany! Jeszcze nie syty gwałciciel ziemi ludzkiej przychodzi z rozkazem, by niewolę współbraci przez jednych już podpisaną, dziś każdy współbrat nieszczęściem na tym tu placu będący potwierdził. O nieszczęście! żem doczekał tego momentu okropnego, żem przeżył wolność mojej Ojczyzny, że po jej gruzach widzę chodzącego despotę, kajdany na moich współbraci kładącego, o jak nieszczęśliwy, że ich wspólnie dźwigać nie mogę. Współbracia! Kto był waszej niewoli narzędziem, kto waszego i naszego nieszczęścia sprawcą. Spojrzyjcie okiem smutnym: oto jeszcze przed sobą widzicie bałwan rodzajowi ludzkiemu szkodliwy, oto onego ostatki gniotą jeszcze pozostałych na mniemanej wolności ziemi, oto onego użycie zawsze szkodliwe, które miało uwidziane zagoić rany Ojczyzny, dziś jej łono rozrywa. Od dwóch wieków, gdy bezrząd na tej ziemi założył siedlisko, przechodziła wolność nasza po stopniach do upadku. Już jej kres zbliżony dzisiaj, już ta ziemia dopioro niby wolna, dziś dla despoty została własnością. Nie pójdę za zdaniem stoików, bym zbieg dzisiejszych nieszczęść gniotących moją Ojczyznę ślepemu trafowi przypisywał. Prawda, jej się trzymając rękoiści, w tym manowcu jest mi pochodnią, ledwie od jej światła wsparty, postrzegam, że na tej ziemi był wylęgły rodzaj, co wszystkim, bo Ojczyźnie szkodził. Słysząc o rozległych ziemi naszej granicach, które oręż Polaka rozszerzył, byłem ciekawy, dlaczego dziś tej ziemi szczupłe granice, poszedłem do dziejów mojej Ojczyzny, ledwie onych przerzuciwszy kartę, ujrzałem: że na tej ziemi wzrosły rodzaj magnatów, co zawsze w zapasy z tronem chodząc, chciał obok niego i swój postawić, co nie chciał znać prawa, wypowiadając onemu posłuszeństwo, jak naród narodowi, co na koniec chciał być mocnym, by słabego uciskał, był mówię narzędziem obcej chciwości, wspartej potęgą oręża, która zastawszy naród wewnątrz rozprzężony, króla bez mocy, łatwe nad tą ziemią miała zwycięstwo. Jeszcze nie zostałem w ciekawości mojej uspokojony, chciałem wybadać przyczyny, dlaczego to mniemane lekarstwo Konfederacyi było używane. Cóżem za jej powody do utworzenia postrzegł? Oto lub niechęć magnatów do tronu, lub dumę onych, gdy przez prawo w kluby ujęta była. Słabości drugich przed swoim mniemanym tronem już uginać nie mogła. Ledwom się z prawdą mógł spotkać, właśnie jak gdyby na wsparcie wiary tych dziejów dla mnie, dzisiejszej konfederacyi skutki i onych poprzedzające przyczyny w oczach moich postrzegam, oto to mówię mniemane lekarstwo, które miało wewnętrzne Ojczyzny zagoić rany, dziś jej łono rozrywa. O, Ojczyzno! Któż pierwszy z Polaków taki śrzodek do ratowania ciebie wskazał, kto pierwszy onego z Polaków się chwycił. Już podobno to mniemane, a bodaj na zawsze przeklęte lekarstwo nie będzie ci potrzebne. Już ta ziemia, co dumę magnatów podsycała, płodem tylko jęku i nędzy została. Już się ten bałwan rodzajowi ludzkiemu szkodliwy na tej ziemi nie wzniesie. Już gwałciciel ujął karku dumnego w kluby, gdy mu narzędzie z niego już nie jest przydatne. Najjaśniejszy Królu! Dotąd usta moje nie porywcze do pochwał, lub nagany w milczeniu trzymałem, dziś one tym śmielej otwieram, gdy prawdę wziąwszy przed oczy, skromność ustom moim zawsze towarzyszącą za prawidło, ani pierwszej uchybić, ani drugiej granicę przestąpić, nie spodziewam się. Ciężar tych nieszczęść gniotących tej ziemi każdego mieszkańca, nie jest zupełnie twego panowania dziełem, boś ledwie, Królu, na ten tron wstąpił, który ci naród powierzył, zaraz w zapasy z swemi chodzić musiałeś. Potrzykroć za panowania twego ten bałwan konfederacyi wzrastał, szkodliwe zawsze Ojczyźnie po sobie zostawując ślady. Duma magnatów, których karki, dobroć twoja, co jest twej duszy wspaniałej wydziałem, zniżyć przed tronem twoim nie mogła, być ci w czynach dla Ojczyzny użytecznym nie pozwoliła. Widział cię każdy z nas dopioro, kiedyś złączony z narodem, któremu pora taka ledwie podobna do powstania kiedy zdarzy się, o jego sławę i szczęście z kosztem zdrowia z synami swemi pracował. Głos jego narodu szacunku i wdzięczności, którą nieledwie każdy tej ziemi mieszkaniec dla ciebie Królu oddychał, nie był cechą podchlebstwa, ani wymuszonym od oręża, był, mówię, głosem powszechnej radości, jaką każdy, kto jest bez dumy, czuć umie. Tron wsparty znaczeniem, który ufność wraz z przywiązaniem narodu otaczała, naród stanął w rzędzie Europy, graniczący szukał przyjaźni. Oddalony wielbił odrodzenia się epokę, słaby miał tarczę, już go magnat przed swym kolanem ugiąć nie mógł. Ziemia wolna dla każdego była siedliskiem, sprawiedliwość bez kosztownego pieniactwa i intrygi każdemu dostępna, obywatel w cywilności, żołnierz w boju miał swoje prawa. Krótki to był obraz szczęścia i sławy narodu, przeszedł w oczach naszych jak sen Platona. Ledwie każdy ujrzał na ziemi swojej zawiązki szczęścia swojego, ledwie obok spokojności kosztować rządnej wolności owoce zaczął. Pozostałe plemię magnatów, jak na nieszczęście rodzaju ludzkiego, w wieku dzisiejszym, wewnątrz rozrywając ogniwo jedności, wyżebrało u potencyi szczęściu i sławie naszej zawistnej pomoc oręża, i kiedy ten naród dopioro spokojny, widząc nieprzyjaciela prowadzonego od magnatów, wydrzeć usiłujących Króla i cnotliwych pracy owoce, wskrzesił natychmiast w sercach swoich dawną Polaka odwagę, dobył oręża, choć ostrze onego przez czas niejaki rdza przytępiła, stanął z cnotliwą determinacyą, albo żyć wolnym, albo nim umierać. Poszczęścił los przy dzielnych generałach, przy cnotliwych żołnierzach, orężowi polskiemu. Wprzód nieprzyjaciel, oręż swój krwią ubarwić musiał, nim nogą swoją wstąpił na ziemię wolną. Czemu został bez zwycięstwa? Dlaczego zcierając oręż nieprzyjaciela, rejterował się Polak? Moję w tym opinią zostawiam przy sobie, oddając sądowi inszych. Królu! Czekał każdy twego przewodnictwa, trzymając oręż gotowy bronić ciebie i Ojczyzny. Królu! Myśleć przestaję, dlaczegoś przewodnikiem nie był temu narodowi, który cię kochając, z życia i majątku na obronę twoję chciał zrobić ofiarę. Być może, że wyżej siedząc nad nas, lepiej umiałeś zgadywać przyszłość i obrót obojętny oręża. Nie obrażę prawdy, nie skażę ust moich podchlebstwem, gdy powiem na obronę twoję Królu! Ta to jest kolej Królów, co i rządzącego na morzu okrętem, który gdy bałwan morza burzliwego potrzaska, częstokroć wina nie na chwilę, lub odmianę morza, lecz nim kierującego spada. Powtórzę jeszcze, dobroć twoja, Najjaśniejszy Panie, głaskając duchy zuchwałe, posunęła ich do tego stopnia, iż dla wad wewnętrznych rządowych, które sam Polak przy dobrym Królu mógł poprawić, u obcego oręża szukały pomocy barwiąc swojej dumy przywary. Otóż skutki zaufania barwiące krwią ziemię ludzką przyniosły korzyść, iż lekarstwo gorszym stało się nad chorobę. Obcy z niego skorzystał, a Ojczyzna zgon swój skończyła. Lecz gdy już na tej ziemi śmiały zwycięzca, gdy na gruzach Ojczyzny gmach obszerny nieszczęścia naszego założony, gdy tylko dla jej synów w podziele jęk i cnota została. Mówią do ciebie pozostali synowie: oto Królu! masz moment dzisiaj dowieść Europie, iż do nieszczęścia dzisiejszego nie miałeś wpływu. Stój trwale przy rzeczonych raz słowach: iż choć z koniecznego musu, bo zapewne nie z chęci zrobiłeś akces do dzisiejszej Konfederacyi, iż zniewolony sejm ten zwołałeś, zaboru kraju jednak nie podpiszesz. Korzystaj z momentu, by współczesny kamień zwłóki twoje jak najpóźniej przywalający, wdzięcznemi łzami oblał, a potomek czytając bezstronną panowania twojego prawdę w dziejach, postawił cię w rzędzie dobrych, ale nieszczęśliwych Królów, by, mówię, powiedział: Dobry Król Stanisław August, chciał dobrze swojej Ojczyźnie, ale chodząc w zapasy z swemi, nic trwalszego ku jej dobru uczynić nie mógł, i w ten czas, kiedy przemoc Moskwy orężem wsparta, gwałt swój potwierdzać kazała, Król dobry wolał stać się ofiarą przemocy, niżeli niewolę swych synów podpisać. Nie oglądaj się, Królu, na pozostałych jeszcze synów swoich, nie chcą oni jakiekolwiek szczęście bez braci swoich posiadać. Mówią oni do ciebie, chcemy i my z braćmi naszemi dźwigać kajdan ciężary, niech gwałciciel wszystko nam wydziera, byśmy z bezrządu przechodząc w niewolę, w oczach Europy zostali cnotliwemi. Masz moc, dobry Królu, w ręce swojej, jako pierwszy stan narodu składający, użyj jej dla swej wiekopomnej i narodu sławy, stań odważnie przy prawie, że swych synów w więzy niewolnicze nie oddasz, azaliż taka determinacya Króla, nie zasłuży na wzgląd u Europy? Że kiedyś, a może wkrótce, da wsparcie naszej Ojczyźnie, a ja wierny tobie, Najjaśniejszy Panie, przypominam, co masz w ręku na ratunek Ojczyzny. Stanie Rycerski! Do ciebie mówię, jeżeli cnota nie zabrania, świętość przysięgi cię wstrzymać powinna. Stać się ofiarą dla gwałtu, by zostać cnotliwym, wszak żaden wzgląd tłumaczeniu miejsca nie daje. Pomnij, mówię, że gdyby przysięga krępować ciebie nie miała, oto nie masz prawa, byś na braci swoich karki kładł niewolnicze więzy, pomnij na koniec, że nie upadł zaraz Rzym pod przemocą, póki cnota u Rzymian miała siedlisko, długo przemoc z cnotą walczyć musiała, nim gruzy Rzymu ujrzała. Upadł Rzym w oczach świata niegdyś dzielny, gdy i cnota Rzymian do szczętu zniknęła. Będą wiedzieć współbracia, kto usposobił narzędzie do ich niewoli, kto przemocy w dzisiejszym sejmie z Polaków usługował, zadziwi się Europa, współczesny brzydzić się będzie, potomność hańbą okryje popioły tego, kto był pierwszy swoją ręką podać narzędzie do niewoli współbraci. Ja pomniąc słowa JW. Ankwicza krakowskiego, ode mnie szanowanego, w izbie stanu rycerskiego, przy podnoszeniu Starej Laski, wyrzeczone: ,,że Polak upadający pod przemocą, sławy tracić nie może, ani w sądzie współczesnych, ani w sądzie potomności, lecz straci ją bez powrotu, jeżeli się choć na moment od cnoty swych przodków oddalić potrafi". Znając, że Polak dawniej ugiąć karku swego pod przemocą nie był łatwy. Ratyfikacyi zaboru jestem przeciwny, i Wielki Boże! daj życie moje w rękę gwałciciela, by krwią moją nasyty, współbraci moich od kajdan uwolnił. Współbracia! Chciałem dla was na okup gwałcicielowi oddać moje życie, ale nielitościwy, nie chciał jednego ofiary swojej dumie, lecz wolał was wszystkich. Ty Ojczyzno dasz mi świadectwo przed współbraćmi, żem do ich niewoli nie należał. Jeżeli już nieodzownie padnie na braci moich niewola, jeżeli one, ręka współbrata podpisze, ja przeciw temu czyniąc protestacyą w oczach Europy, wołać będę o zemstę do Boga, że brat brata niewolę podpisał.
| |||||||||||
![]() |
|
![]() |