![]() |
|
![]() | |||||||||
JW. Zabiełły posła wołkowyskiego dnia 6go Novembra Już się spełniło to wszystko, co tylko mocniejsze narody nad słabszym uczynić chciały. Tak to jedne narody podnoszą się, drugie upadają. Lecz żaden naród tak podle nie upadł jako naród polski, bo intryga, przemoc, egoizm, chęć magnatów znaczenia, podobno kraj zgubiły. Mówiłem dawniej trzymajmy się za ręce, czyńmy to, co nam sumnienie, charakter i poczciwość obywatelska każe, a pewnie jeżeli nie dojdziem żądanych zamiarów, to przynajmniej nie zginiemy tak podle, jakeśmy teraz zginęli. Mówiłem nareszcie, że gdy już zrzódła innego nie będzie, poddajmy się pod hołd i panowanie Naj. Imperatorowej, a przynajmniej zostaniemy przy całości granic (jako Węgry i Czechy), nie rozszarpani na cząstki, i zapewno nieszczęścia nasze nie byłyby większemi, jak smutny teraz każdemu okazuje widok. Kogoż więc będziemy winować, jeżeli nie samych siebie i jeżeli nie na naszą własną podłość, ambit i wyniosłość płakać i narzekać mamy. Winujemy Króla, czemu się nie oparł przemocy i czemu nie dał rady. Lecz o mój Boże! Co ten Monarcha w ciągu panowania swego ucierpiał! Byłyż kiedykolwiek przyjęte jego refleksye? Czyż nie była za małą czasem bagatelą knowana zemsta? Na koniec byłże jeden sejm, aby Król więcej jak najniższy obywatel nie ucierpiał? Słuchaneż jego były przestrogi i na przeszłym, i na dawniejszych, i na teraźniejszym sejmie? A gdy się już wdrożyły nieszczęścia za nieszczęściem, i kiedy już żadnej rady nie było, mógł że się Król oprzeć tylu potencyom, kiedy własny nawet naród był rozdwojony? Lecz któż mógł przewidzieć, ażeby pasmem nieszczęście po nieszczęściu, aż do ostatniej nas wciągnęło przepaści? Byłże kto w stanie ratowania, kiedy niemal tylko każdy myślał o sobie, a intryga w rozpostartych skrzydłach, cały prawie kraj ogarnęła i obywatel obywatela przedwieczne nieukontentowanie wspominając gnębił i uciskał. Słowem stała się Babilonia z kraju naszego. Płakał niejeden uciśniony, i wolałby czasem w najdzikszych krajach kończyć życie nikczemne, aniżeli wewnętrzne i zewnętrzne cierpieć tu uciski. Są, którzy winują ostre postępki JP. Ambasadora, ja go zaś choć w najnieszczęśliwszym stanie Ojczyzny chwalić będę, bo on to czynił, co poczciwość i charakter posła, co wierność dla swej monarchini, i co interes kraju jego wymagał. Ten wielki minister, nami nas samych wojował, używając własnej naszej słabości i podłości. Lecz my jak się wstydzić powinniśmy! Kiedy Bóg, sumnienie woła i wszystkie narody z pogardą na nas patrzają. Była zawsze potrzebna podłość odrodnego Polaka, znał ten zacny poseł, jakich miał śrzodków używać i jakich ludzi. Ale upewniam, iż żadnego nie miał, nie ma i mieć nie może dla nich szacunku. Bo czy podobno, aby człowiek ten podły i zdradliwy, miał kredyt pod nowym panowaniem, kiedy własną zdradza Ojczyznę? Ale dajmy już pokój tej smutnej boleści, którą tylko człowiek poczciwy zwykł czuć i cierpieć. - Niechaj nas Bóg i potomność sądzi, a robak własnego sumnienia, gryzie niegodne wnętrzności. Nie ma już rady, nie oprzemy się tym silnym narodom i próżna jest gorliwość cnotliwego Polaka. - Prośmy więc JP. Ambasadora jako reprezentanta wielkiej swojej monarchini, aby nam dozwolił, choć na kawałku tej ziemi być spokojnemi, a radźmy w jedności i miłości braterskiej, bo gdy jeszcze wewnętrzne rozpoczną się kłótnie, zginiemy do reszty. Do ciebie na koniec obracam głos mój, JW. Marszałku Wielki Litewski, jednomyślne serca żądały ciebie mieć posłem do Naj. Imperatorowej, bo znają cnotę, stałość i przymioty twoje. Gdy staniesz przed tą monarchinią, powiedzmy, żeśmy biedni, zniszczeni, odarci i zhańbieni. - Niech pomni w wielkości majestatu, że jest człowiekiem i niech się zlituje nad tym ludem, który żebrze i wart względnej litości. Oby ci Duch Święty natchnął w usta twoje, abyś trafił do serca tej Pani. Proś abyśmy być mogli spokojnemi i aby ewakuacya wojska rosyjskiego była, a choć w szczupłej tej cząstce ziemi obywatel zalękniony i codziennie prawie cierpiący, mógł być przynajmniej pewnym własności swojej. Co do projektu JP. Lubelskiego, trudno się opierać, kiedy już taka jest wola Najjaśniejszej Wielkiej Monarchini, aliantki naszej. Prosiłbym tylko, aby nota przez JW. Ambasadora podana była do konstytucyi umieszczona. Przychodzi mi wszakże i ta refleksya, że ci Francuzi już są naszemi mieszkańcami i domy, i majątki mają tu swoje. Lękać się ich nie mamy przyczyny. Wejść zaś Francuzi, nie wiem przez jaki sposób tu mogliby. Jeżeli nasi alianci nie zdołają ich zatrzymać, my tym bardziej słabi nie jesteśmy w stanie. Zastanówmy się i nad tym, Najjaśniejsze Stany, że niektórzy Francuzi mają majątki swoje i w Polszcze, i w własnym swoim kraju, gdy tedy wykonają tu przysięgę podług przepisanej roty, tam zapewne stracić muszą własność swoją. Na koniec, na cóż przysięgać mają, chiba tylko na opinią. Gorliwość więc takowa próżną czyni obawę, bo my dosyć jesteśmy beśpieczni, tak silne i mocne mając przed sobą zasłony.
| |||||||||||
![]() |
|
![]() |