|
Anna Poniatowska
Polacy w Berlinie.
Wersja 1.0.0
z dnia 12.10.1998 r.
[ilustracje]
Najstarsze księgi adresowe Berlina czy książki telefoniczne zawierają
na każdej stronie wiele nazwisk polskich. Nie wszyscy posiadacze tych nazwisk
czują się Polakami, ale ich dziadowie czy pradziadowie przyjechali tu z
terenów Polski. Mówiąc o Polakach w Niemczech czy Berlinie, mamy zwykle
na myśli polską emigrację zarobkową, która od końca XIX w. przyjeżdżała
tu szukać lepszych warunków pracy. Ale w Berlinie, i nie tylko, w różnych
okresach czasu przebywali Polacy, którzy odcisnęli większe lub mniejsze
piętno na niemieckiej kulturze, polityce, a nawet gospodarce i wojsku.
W 1701 w Berlinie, już jako stolicy Prus, spotykamy polskiego, malarza
Teodora Lubienieckiego, zatrudnionego na dworze króla pruskiego Fryderyka
I w randze "Kammerjunker und Hofmaler". W 1702 Lubieniecki otzrymał tytuł
rektora Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie.
W 1764 podobne funkcje pełnił inny polski malarz Daniel Chodowiecki,
który był członkiem, a potem wicedyrektorem Królewskiej Akademii Sztuk
Pięknych, a również ilustratorem książek pisarzy i poetów niemieckich.
Zmarł w Berlinie.
Królowie pruscy szczególnie upodobali sobie polskich malarzy. Późniejszy
cesarz Wilhelm II zaprosił w 1886 r. na swój dwór Juliana Fałata, który
przez 10 lat był jego oficjalnym malarzem. Po jego wyjeździe zaproszony
został inny polski malarz Wjciech Kossak, który przez 7 lat wiele malował
na zamówienie cesarza.
Również polscy przemysłowcy odegrali w dziejach Berlina niepoślednią
rolę. Na szczególną uwagę zasługuje handlowiec i przemysłowiec - Jan Gockowski.
Spędził on w Berlinie 60 lat swego życia i tu zmarł w XVIII w. W Berlinie
rozwijały się wówczas manufaktury jedwabiu i aksamitu. Gockowski był już
przemysłowcem, kiedy ożenił się z córką Krystiana Bluma - właściciela dużej
fabryki aksamitu. Blum dostarczał swój towar na dwór króla pruskiego Fryderyka
II. Wkrótce po ślubie córki Blum zmarł i fabrykę przejął jego zięć Gockowski.
Z uwagi na to, że król był wielkim zwolennikiem rozbudowy przemysłu
galanteryjnego, Gockowski stosunkowo łatwo wyjednał u niego zakaz importu
jedwabiu i aksamitu. Spowodowało to szybki rozwój manufaktur berlińskich,
likwidując konkurencję. Gockowski stał się człowiekiem bardzo bogatym.
Przejmował inne fabryki. Założył również w Berlinie fabrykę porcelany.
Zaczął kolekcjonować obrazy i rzeźby. Dostarczał też dzieła sztuki do pałacu
Sans Souci. Wojna siedmioletnia przerwała jednak jego karierę i rozwój
manufaktur berlińskich.
W 1759 Rosjanie zajęli Berlin. Na mieszkańców nałożyli 4 mil. talarów
kontrybucji. Była to suma niewyobrażalnie wielka. Gockowski znany w różnych
kręgach przemysłowiec w kraju i zagranicą, dzięki swoim rozległym stosunkom
wyjednał u okupacyjnych władz rosyjskich zmniejszenie kontrybucji do 1,5
mil. talarów. Władzom Berlina udało się jednak zebrać zaledwie pół miliona.
Resztę Gockowski poręczył własnym majątkiem. Berlin przeżywał wówczas bardzo
ciężkie czasy. Gockowski pomagał instytucjom i ludziom. Nazywano go wówczas
"największym patriotą Berlina". Z wojny tej Gockowski wyszedł bardzo zadłużony.
Wkrótce też jego majątek przejęli wierzyciele, a ogromne zbiory, wśród
których były obrazy Rembrandta, Rubensa, Tycjana, Rafaela i innych wybitnych
malarzy sprzedano na spłatę długów. Co cenniejsze obrazy z kolekcji Gockowskiego
znalazły się później w rękach carowej rosyjskiej Katarzyny II, zapoczątkowując
w Petersburgu zbiory Ermitażu. Ich wcześniejszy właściciel zmarł w Berlinie
w biedzie, zapewne nie ma śladu po jego grobie.
Do innej grupy należała polska arystokracja, której wszędzie trudno
jest żyć bez królewskiego dworu i jego blichtru. Jeden z największych polskich
magnatów Antoni Radziwiłł ożenił się z pruską księżniczką Luizą, stryjeczną
siostrą króla Fryderyka Wilhelma II. W 1815 został przez króla mianowany
namiestnikiem Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Poza polityką Radziwiłł
miał również artystyczną duszę. Skomponował muzykę do "Fausta" Goethego,
którego premiera odbyła się w 1835.
Syn Antoniego Radziwiłła,, Fryderyk, który całe swoje życie spędził
w Berlinie i tu jak i jego ojciec został pochowany, pełnił wiele ważnych
funkcji w wojsku pruskim. W 1839 został mianowany generałem i m.in. naczelnym
inspektorem twierdz państwa pruskiego. Świadczy to o tym, że musiał się
cieszyć wielkim zaufaniem króla. Jednak największą karierę na dworze pruskim
zrobił polityk Bogdan hrabia Hutten-Czapski. Był on właścicielem wielkich
majątków ziemskich w poznańskim i jedynym wśród polskich właścicieli ziemskich,
którzy w okresie zaborów z własnej woli poświęcił się całkowicie służbie
państwu pruskiemu. Nie wierzył on w odrodzenie państwa polskiego i całe
życie starał się robić wszystko by doprowadzić do pogodzenia Polaków i
Niemców.
Czapski od najmłodszych lat, dzięki rozległym kontaktom matki, miał
dostęp do różnych dworów europejskich, w tym również do dworu papieskiego
i dworu cesarza Wilhelma I. Zdobył duże zaufanie dworu cesarskiego i często
pełnił różne ważne nieoficjalne zagraniczne misje dyplomatyczne. Za zasługi
cesarz Wilhelm II mianował go burgrabią zamku w Poznaniu. Była to ważna
funkcja tytularna, która dawała mocną pozycję na dworze cesarskim. Burgrabiowie
należeli bowiem do t.zw. wielkiego orszaku, który na uroczystościach dworskich
poprzedzał parę cesarską. Z racji swojej funkcji Czapski nadzorował budowę
zamku cesarskiego w Poznaniu. W 1913 po ukończeniu tej budowy para cesarska
złożyła w Poznaniu wizytę. Burgrabia Hutten-Czapski był gospodarzem, witał
i oprowadzał po zamku i po mieście ich cesarskie moście. Starał się by
była to uroczystość godna i awżna dla Poznania. Jednak poznańska prasa,
radni i społeczeństwo nie wykazali zainteresowania tą wizytą i nie przybyli
tłumnie na powitanie cesarskiej pary, na co się potem bardzo żalił pan
burgrabia.
W XIX w. Berlin był już liczącym się w Europie centrum naukowym. Tutejszy
uniwersytet, politechnika, akademia rolnicza, górnicza i handlowa cieszyły
się dobrą sławą. Po nauki przyjeżdżała tu również polska młodzież zaboru
pruskiego, ponieważ we własnym kraju nie miała możliwości studiowania.
Studiowali tu późniejsi polscy uczeni i politycy. W Berlinie przez 40 lat
wykładał na uniwersytecie literaturę słowiańską polski uczony, choć o niemieckim
nazwisku Aleksander Brückner.
Dziewiętnastowieczny Berlin to również ośrodek polskiego życia politycznego
z terenu zaboru pruskiego. Od 1848 Polacy z zaboru pruskiego mieli swoją
reprezentację w sejmie pruskim, a od 1871, a więc od czasu kiedy Berlin
stał się stolicą Niemiec, również w parlamencie Rzeszy. Od końca XIX w.
struktura socjalna Polaków zaczęła się dosyć szybko zmieniać. Poza emigracją
intelektualno-artystyczno-polityczną do Berlina zaczęli przyjeżdżać polscy
rzemieślnicy, drobni kupcy, przemysłowcy i robotnicy, których to miasto
potrzebowało coraz więcej.
Po 1870, a więc po zwycięstwie Prus nad Francją, zarówno na zachodzie
Niemiec, jak i w dużych miastach niemieckich, w tym też w Berlinie, w szybkim
tempie rozwijał się przemysł. W Charlottenburgu, Moabicie, Weddingu, Schönebergu,
Lichtenbergu, Neukölln, które to miejscowości stanowiły wówczas odrębne
jednostki administracyjne (do wielkiego Berlina zostały włączone w 1920)
wyrastały nowe gałęzie przemysłu - maszynowy, elektrotechniczny, chemiczny,
odzieżowy, tytoniowy. Rozwijała się komunikacja, elektryfikacja, gazownictwo,
wodociągi i wiele innych urządzeń komunalnych. Rosło więc zapotrzebowanie
na ludzi do pracy. Polacy z Wielkopolski, Pomorza, a również i dalszych
terenów, jechali na zachód szukać lepszych warunków pracy. Tak powstawały
kolonie polskie w Zagłębiu Ruhry, gdzie przed I wojną światową mieszkało
około 500 tys. Polaków pracujących w górnictwie i hutnictwie, gdzie w małych
miasteczkach górniczych częściej było słychać język polski niż niemiecki.
Do Berlina i okolicznych miejscowości przyjeżdżali polscy robotnicy
kwalifikowani i niekwalifikowani, przyjeżdżało również dużo kobiet, które
chętnie zatrudniał przemysł odzieżowy, tytoniowy, hotelarski, gastronomiczny
i gospodarstwa domowe. Przeważnie byli to ludzie młodzi, którzy zakładali
tu rodziny. 14 sierpnia 1905 "Deutsche Zeitung" pisała: "Berlin hinter
Warschau die erste Polenstadt". Dla niektórych ugrupowań politycznych było
to swego rodzaju ostrzeżenie. W Berlinie i okolicach mieszkało około 100
tys. Polaków.
Do tej pory do Berlina pryjeżdżała arystokracja polska, inteligencja,
ludzie zamożni, którzy nie tworzyli skupisk polskich i problemów, gdyż
łatwo wchodzili w niemieckie środowiska. Teraz, w związku z rozwojem przemysłu,
do Berlina zaczęła napływać anonimowa masa Polaków - polskich robotników.
Byli oni potrzebni jako siła robocza, ale jednocześnie kłopotliwi jako
społeczność narodowa, która zaczęła stwarzać władzom niemieckim pewne problemy.
W Berlinie, w związku z wielkością i stołecznym charakterem miasta, nigdy
nie dochodziło jednak do tak ostrych konfliktów jak na innych terenach.
W Berlinie Polacy nie tworzyli większych zwartych skupisk. Mieszkali i
pracowali w odległych dzielnicach miasta, w różnych fabrykach. Duże odległości
nie pozwalały im na częste kontakty. Mieszkali i pracowali w niemieckim
środowisku, z konieczności chodzili na niemieckie nabożeństwa, a dzieci
posyłali do niemieckich szkół.
Przed I wojną światową sąsiadom, otoczeniu niemieckiemu inna narodowość,
język, religia nie przeszkadzała. Wszyscy byli poddanymi króla pruskiego.
Pewną rolę w takim podejściu do problemów narodowościowych, zarówno ze
strony Niemców, jak i Polaków, odegrał niemiecki Kościół katolicki i związana
z nim partia "Centrum". Katolicy niemieccy w Berlinie nie stanowili zbyt
licznej grupy. Niemiecki Kościół katolicki chętnie brał pod swoją opiekę
Polaków. Powiększali oni w parafii grono wiernych. Polacy pomagali przy
budowie wielu kościołów katolickich, za co obiecywan im nabożeństwa po
polsku, co było potem bardzo trudno wyegzekwować. Polacy byli bardzo ufni
i przywiązani do Kościoła i duchowieństwa. Niemieccy księża mieli duże
możliwości kształtowania z ambony poglądów swoich wiernych, a także poprzez
konfesjonał oraz na lekcjach religii. Polacy chcieli jednak mieć kazania
i lekcje religii po polsku. Na tym też tle dochodziło do nieporozumień.
Specyficzną solidarność religijną niemieckiego duchowieństwa z polskimi
wiernymi wytworzył Kulturkampf. Partia "Centrum" chciała dla swoich racji
pozyskać jak najwięcej zwolenników. Występowała wówczas w obronie języka
polskiego w szkole i kościele.
Po traktacie wersalskim ten stosunek radykalnie się zmienił. Teraz Polacy
byli mniejszością narodową niepodległego, wrogiego państwa, którego powstanie
spowodowało utratę niemieckich ziem wschodnich. Wschodnia granica Niemiec
stała się dla Niemiec granicą krwawiącą.
Z masowym napływem Polaków do Berlina powstawały różne polskie organizacje.
Już w połowie XIX w. działały tu organizacje akademickie, przemysłowców
polskich, krawców, fryzjerów, piekarzy, restauratorów i innych. Powstawały
organizacje kobiece, młodzieżowe, religijne, oświatowe, kulturalne i zawodowe.
W 1891 utworzono Towarzystwo Polsko-Katolickich Robotników na wzór niemieckich
związków robotniczych. Na przełomie XIX i XX w., w Berlinie i przyległych
do niego miejscowościach, które w 1920 weszły w skład wielkiego Berlina,
istniało ponad 300 polskich organizacji.
Masowy napływ Polaków powodował rozwój różnych dziedzin życia polskiego.
W 1896 powstał polski banka "Skarbona" a w 1897 ukazał się pierwszy numer
polskiego dziennika "Dziennik Berliński", który wychodził do 1939, chociaż
w ostatnich latach przed wybuchem II wojny światowej z wielkim trudem,
przy częstych konfiskatach i rewizjach gestapo.
Przed wybuchem I wojny światowej zaczęło rodzić się polskie życie polityczne.
Większość polskich organizacji politycznych stała na pozycjach nacjonalistycznych,
oczekując na wojnę światową.
W 1893 r. powstała w Berlinie Polska Partia Socjalistyczna Zaboru Pruskiego,
która solidaryzowała się w walce klasowej z socjalistami niemieckimi. Jednak
wśród społeczności polskiej nie znalazła ona większego poparcia.
Szczególnie w ostatnich latach I wojny światowej różnice polityczne
między ugrupowaniami polskimi stawały się coraz ostrzejsze. Aby nie dopuścić
do rozbicia politycznego polskiego środowiska w Berlinie w 1919 powołano
Komitet Narodowy Polaków, który miał reprezentować wszystkie grupy. Przed
Komitetem stanęły wielkie problemy polityczne, organizacyjne i reemigracyjne.
Czołowi działacze starali się bowiem możliwie szybko wracać do kraju.
W Niemczech pracowało też wiele tysięcy polskich robotników rolnych,
znalazło się też wiele tysięcy jeńców wojennych. Wszyscy chcieli wracać
do domu. Nie wszystkim Polakom udało się jednak wrócić. Wielu z nich pozostało
w Berlinie, czy to z konieczności, czy z własnego wyboru. Niektórzy mieli
dobrze prosperujące warsztaty rzemieślnicze, restauracje, byli właścicielami
większych lub mniejszych przedsiębiorstw produkcyjnych. Wielu urodziło
się w Berlinie i nie czuło się tu obco, a do tej pory nikt im tej obcości
nie wypominał. Wierzyli więc, że tak pozostanie. Nie mieli świadomości
rewolucyjnych zmian politycznych. W cesarskich Niemczech polski sąsiad
był traktowany w kategoriach moralnych. Był albo dobrym sąsiadem albo złym.
Teraz po traktacie wersalskim ten sąsiad stał się reprezentantem wrogiego
państwa. I przestał już być dobrym sąsiadem, a był tylko Polakiem.
Chociaż w Berlinie nie dochodziłoi do tak ostrych konfliktów jak na
innych terenach, gdyż mieszkańcy stolicy Rzeszy byli przyzwyczajeni do
obcowania z przedstawicielami różnych narodowości i ras. Atmosfera Berlina
przed I wojną światową nieco inaczej ukształtowała tutejsze środowisko
polskie. Wytworzyła specyficzny typ mentalności i lojalności wobec państwa
pruskiego, mentalności, która dopuszczała godzić świadomość polsko-historyczno-regionalną
z pruskim obowiązkiem obywatelskim. Słowo Polska nie kojarzyło się wówczas
z pojęciem odrębnego państwa. Wiele polskich organizacji w Berlinie jeszcze
w kwietniu 1918 wzywało społeczeństwo polskie do ofiarnych świadczeń w
ramach pożyczki wojennej w Niemczech i do wypełnienia obowiązku wobec Hindenburga,
który jak pisano w "Dzienniku Berlińskim" stworzył "... podwaliny dla szczęścia
i wolności ciemiężonych dotychczas ludów ... czyż nie powinniśmy się zrównać
z naszymi współobywatelami niemieckimi".
W kilka miesięcy później ci sami ludzie zbierali składki na polską armię
i werbowali ochotników do polskiego wojska. Polacy w Niemczech, a w tym
i w Berlinie, po traktacie wersalskim rozpoczynali nowe życie w trudnych
warunkach politycznych - z bagażem nie w pełni skrystalizowanej świadomości
narodowej, nie mając nawet wizji przyszłych stosunków z dotychczasowymi
sąsiadami. To się jednak szybko wyaśniło. I Republika Weimarska i III Rzesza
od początku nie ukrywały swojej wrogości do Polski i Polaków za stracone
na wschodzie ziemie. Teraz każdy przejaw polskiej aktywności uważany był
za działalność antypaństwową. Polacy byli szykanowani i zastraszani. Największym
problemem dla Polaków w Niemczech jak i w Berlinie było wychowanie młodego
pokolenia w polskim duchu. Młody Polak w Niemczech, zgodnie z założeniami
polskich działaczy patriotycznych, miał być świadomym patriotą i lojalnym
obywatelem państwa niemieckiego. Miał też czyć się równoprawnym partnerem
swego niemieckiego kolegi, bez kompleksów narodowych. Ale wówczas należało
mu stworzyć równy start organizacyjny, aby nie czuł się ubogim kolegą Niemca.
A to było niemożliwe. Niemcy przywiązywali dużą wagę do rozwoju fizycznego
i organizacje sportowe szczególnie w latach hitlerowskich były bardzo dobrze
prowadzone. Stworzenie równorzędnych warunków w polskich organizacjach
młodzieżowych było niemożliwe ze względów politycznych, finansowych i administracyjnych.
Nic więc dziwnego, że wiele polskiej młodzieży znalazło się w organizacjach
niemieckich, co dawało im łatwiejszy start w dorosłe życie, oczywiście
życie niemieckie. Szybko się asymilowali, szybko chcieli zatrzeć swoją
inność. Po I wojnie światowej w Berlinie pozostało około 5 tys. polskich
dzieci w wieku szkolnym. Wiele rodzin z dziećmi szykowało się do powrotu
do kraju. Dzieci często nie znały lub znały bardzo słabo język polski.
Trzeba było dla nich i tych co pozostawały organizować kursy językowe.
Mimo ogromnych powojennych trudności w 1923 utworzono 10 szkółek w Berlinie,
do których chodziło około 1000 dzieci. Każdy następny rok był coraz trudniejszy
i coraz mniej dzieci korzystałó z tej nauki. W 1937 w 9 szkółkach pozostało
około 300 dzieci. Kiedy życie w powojennych Niemczech względnie się ustabilizowało
wzajemne kontakty Polonii z władzami niemieckimi wymagały jednej organizacji
reprezentującej interesy Polaków wobec władz. W 1922 powołno w Berlinie
dwie centralne organizacje - Związek Polaków w Niemczech i Związek Polskich
TowarzystwSzkolnych, którego prezesem został Jan Baczewski. W 1924 w Niemczech
miały miejsce wybory do parlamentu Rzeszy i sejmu Prus. Polacy zdobyli
dwa mandaty do sejmu pruskiego. W 1928 utracili je. Nie bez znaczenia tu
było angażowanie się w walkę wyborczą partii "Centrum" przeciwko Polakom.
Posłem polskim był Jan Baczewski, który całą swoją działalność kierował
przede wszystkim na sprawy szkolnictwa polskiego. We współpracy ze Związkiem
Polaków w dużej mierze dzięki jego wysiłkom w grudniu 1928 władze pruskie
wydały ordynację zezwalającą na otwieranie polskich szkół prywatnych. Prywatne
szkoły polskie otwierane były na terenach autochtonicznych. W 1932 otwarto
pierwsze polskie gimnazjumw Bytomiu, drugie w 1937 w Kwidzynie. Mniejszość
niemiecka w Polsce już w 1925/1926 miała 36 szkół średnich i 754 podstawowe.
Po wieloletnich staraniach w 1927 udało się otworzyć w Berlinie t.zw. Dom
Polski przy Dresdenerstr. 52. Było to kilka wynajętych pomieszczeń, w których
koncentrowało się polskie życie organizacyjne. Była tu polska biblioteczka,
odbywały się polskie zebrania i uroczystości. Troską napawało działaczy
to, że młodzieży w tych organizacjach było niewiele. Mimo ciężkich lat
kryzysu na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych, organizacje polskie
wspierane przez organizacje z kraju jak i częściowo polskie placówki dyplomatyczne
starały się ożywić działalność towarzystw młodzieżowych. W Berlinie szczególną
wagę przywiązywano do rozwoju harcerstwa. W 1931 w Berlinie otwarty został
bank polski "Unia", który nieoficjalnie miał wspomagać rozwój szkolnictwa
polskiego, oświatę i organizacje młodzieżowe. Baczewski czynił też w tym
czasie starania o prezydzielenie Polakom w Berlinie kościoła św. Antoniego
w okolicach dworca Śląskiego, tam bowiem mieszkało bardzo wielu Polaków.
W 1932 sprawa była już zaawansowana, ale sprzeciwiła się temu bardzo kategorycznie
istniejąca jeszcze partia "Centrum". Partia "Centrum" w okresie powojennym
była bardzo wrogo nastawiona do języka polskiego w obrzędach religijnych.
Paradoksalnym może się wydać, że po jej likwidacji stosunki z kściołem
niemieckim stały stały się bardziej spokojne. Wśród duchowieństwa niemieckiego
zaczął narastać krytycyzm wobec hitleryzmu. W latach 1938-1939 nabożeństwa
polskie w Berlinie były odprawiane bez większych oporów ze strony księży,
podczas gdy w czasie Republiki Weimarskiej każde polskie nabożeństwo było
wywalczone. Teraz sytuacja była spokojniejsza, tylko polscy wierni pojawiali
się rzadziej na polskich nabożeństwach. Lata walki z polskością pozostawiły
tu duże wyrwy. Po 1933 polskie życie organizacyjne było coraz bardziej
ograniczane. Rewizje w polskich lokalach, konfiskaty polskich gazet, różne
zakazy i nakazy były na porządku dziennym. W maju 1939 Niemcy przygotowywały
się do powszechnego spisu ludności, który to spis miał wykazać, że w Niemczechnie
ma polskiej mniejszości narodowej. Władze polskie domagały się od Niemców
wykreślenia w arkuszach spisowych pytania o narodowość, ale bez rezultatu.
Wiadomo było, że przy stosowaniu różnych presji tylko nieliczni odważą
się podać do spisu narodowość polską. Ten spis wykazał, że w Niemczech
jest tylko 14 tys. Polaków. W grudniu 1937 mijało 15 lat od powstania Związku
Polaków w Niemczech. Polacy chcieli wykorzystać tę okazję dla celów propagandowych
i pokazać Niemcom i światu, że mniejszość polska w Niemczech jest. Uroczystość
z tej okazji odbyła się 6 marca 1938 w Berlinie w Theater des Volkes, gdzie
przybyło około 5 000 Polaków z całych Niemiec. Dla Polaków było to duże
święto, ale bez szerszego oddźwięku. W 1938 Związek Polaków zabiegał w
Berlinie o sześcioklasową polską szkołę przy Marianenplatz 14, której otwearcie
planowano w 1939. Miała tam się mieścić również bursa dla uczniów i mieszkania
dla nauczycieli. Organizatorzy mieli sporządzoną listę 150 dzieci w wieku
od 6-12 lat, które miały do tej szkoły uczęszczać. Trwały jeszcze pertraktacje
w sprawie kupna budynku, ale wszystko było na dobrej dridze. Na przeszkodzie
stanęło żądanie władz niemieckich przedłożenia im listy zgłoszonych dzieci.
Tej Polacy pokazać nie mogli. Wiadomo było, że pod presją władz administracyjnych
rodzice wycofają dzieci. Dalszy bieg wypadków uczynił sprawę nieaktualną.
Dla Polaków w Niemczech II wojna światowa rozpoczęła się już na wiele miesięcy
przed 1 września 1939. Już na przełomie 1938i 1939 wyraźnie narastał terror
wobec Polaków, a możliwości obrony były coraz bardziej ograniczone. Policja
przeprowadzała rewizje w biurach polskich organizacji, w redakcjach pism,
w szkołach. Wysiedlano co bardziej aktywnych działaczy, szczególnie z terenówautochtonicznych.
17 sierpnia 1939 gestapo zajęło budynek Związku Polaków. Pracownicy zostali
aresztowani i wysłani do obozów koncentracyjnych. Rozporządzeniem z 27
lutego 1040 Rada Ministrów Obrony Narodowej (Ministerrat für die Reichsverteidigung)
rozwiązana wszystkie polskie organizacje. Decyzją z 3 czerwca 1943 zamknięte
zostały polskie banki. Polscy dłużnicy otrzymywali wezwania do uregulowania
należności. Wielu było w obozach koncentracyjnych. Ci którzy wrócili musieli
spłacać dług wraz z odsetkami. Majątek polskich organizacji przejął skarb
państwa niemieckiego, natomiast konta bankowe należące do polskich placówek
dyplomatycznych, handlowych i Żydów polskich przejęło gestapo.
|
|